Czekałem na Ciebie tyle lat… Długo, bardzo długo czekaliśmy na to, żeby mecz Rakowa znów był frajdą i dobrą zabawą. W końcu się doczekaliśmy. Wieczorny mecz w Łodzi zdecydowanie zasłużył na miano hitu tej kolejki. Fajne akcje, ładne bramki, walka o każdą piłkę i standardowo: Raków wygrywający w ostatniej akcji meczu. Jednak się da!
To tak się da?
Nie wiedzieliśmy, że tak można i że w ogóle jest to możliwe. Po wielu skandalicznie nudnych meczach z udziałem Rakowa, w końcu mecz tej drużyny zasłużył na to, ażeby być nominowanym do spotkania kolejki. Matko ile tu się działo…
Nie zdążyliśmy na dobre zasiąść na krzesełkach a tu już padł gol. Na prowadzenie wyszedł Widzew po dosyć kuriozalnym golu. Poszła wrzutka z lewej strony, ale nie znalazła ona celu w postaci piłkarza Widzewa. Na ratunek postanowił jednak ruszyć Rundić, który bardzo rzadko strzela bramki (nic dziwnego jest obrońcą). Niemniej jednak piłkarz Rakowa chyba znów chciał zobaczyć jakie to uczucie i lewą nogą wbił piłkę w światło bramki. Tam instynktownie obronił ją Trelowski, ale odbił ją w taki sposób, że ta trafiła pod nogi Sypka i ten bez problemu zrobił to, czego Rundić nie potrafił. Było 1:0 i pewnie wielu kibiców Rakowa myślało, że będzie bardzo ciężko odrobić straty, no bo przecież Raków w ostatnich tygodniach ma duże problemy w konstruowaniu akcji. Nic bardziej mylnego.
Kibice Widzewa jeszcze świętowali zdobycie bramki, a tu Jean Carlos wyrósł zza pleców Kozlovsk’yego i kąśliwym strzałem głową pokonał Gikiewicza. Po 5. minutach gry mieliśmy dwie bramki. Do tego meczu rzadko kiedy w meczach Rakowa padały dwa gola w jednej połowie, a tu proszę… taka niespodzianka. Pochwalić należy Erika Otieno. Kenijczyk popisał się kapitalnym dośrodkowaniem. Piłka leciała, leciała, aż w końcu doleciała do celu. Swoją drogą Kenijczyk był dziś świetny. Wszędzie go było pełno.
Widzew coś próbował, ale Raków zrobił unik i wypłacił sierpowego
Nie można powiedzieć, że Widzew po utracie gola się zaszył. Łodzianie próbowali, ale albo nie mieli szczęścia, albo fantastycznie bronił Trelowski. Młody bramkarz Rakowa pokazał swój kunszt w 28. minucie, kiedy to Sypek świetnie wrzucił na głowę Rondicia. Trelowski świetnie się wyciągnął i czubkami palców ten strzał obronił.
Raków stał za podwójną gardą, wyczekał i wypłacił Widzewowi bombę. Dosłownie bombę, bo tak trzeba nazwać strzał Lopeza. Fajnie w środku poszedł Koczergin i sprytnym podaniem znalazł Lopeza. Piłka się Hiszpanowi trochę podbiła, ale on to przekuł w sukces, bo tak fenomenalnie kropnął, że przez siatkę trafił w kamerę w rogu bramki. Kamera się zepsuła, ale wynik był na korzyść gości. Piękna bramka. Palce lizać. Częstochowianie wyszli dziś ofensywnie i kreowali fajne akcje. W obronie wyglądało, to gorzej, no ale wynik się zgadzał. Do czasu.
Raków zasnął w przerwie, show Amorima
W przerwie na boisko wszedł Amorim i tak naprawdę mogliśmy się spodziewać co się dalej stanie. Ogólnie Raków nie wyszedł na drugą połowę. Widzew miał kilka bardzo groźnych sytuacji. Swoje okazje mieli Sypek i Cybulski. Nie udało im się jednak pokonać Trelowskiego, więc na pomoc tym razem przyszedł nie Rundić, a Amorim.
Brazylijczyk dosłownie grał z Widzewem. Najpierw zmarnował groźnie zapowiadający się atak, a potem stracił piłkę w środku pola, w dosyć niebezpiecznej strefie. Widzewiacy poszli z akcją, Krajewski świetnie wrzucił, a Jean Carlos nie upilnował Rondicia. Bośniak wyskoczył jak Cristiano Ronaldo, albo jak Patryk Makuch w Gdańsku i przepięknym strzałem pokonał Trelowskiego. Potem Amorim jeszcze kilka razy stracił piłkę, aż piłkarze Rakowa całkiem przestali mu podawać piłki. Gola wyrównującego dla Widzewa można się było spodziewać, bo Medaliki nie istniały.
Okopany Widzew i typowy Raków
Mecz zrobił nam się bardzo otwarty. Raków zdecydowanie częściej próbował, ale Widzew miał wiele fajnych kontr. Obie drużyny miały bardzo dużo miejsca w środku pola. Były ogromne dziury. Przestało się to przekładać na sytuacje. Gra toczyła się głównie w środku pola, a obie drużyny ograniczały się jedynie do strzałów z dystansu.
Widzew momentami bronił się bardzo rozpaczliwie, a na jego karku zaciskał się ten sznur, który tworzył Raków. Częstochowianie często grali wzdłuż pola karnego będąc w nim, ale kompletnie nie potrafili zagrozić bramce Gikiewicza. Całkiem blisko było w doliczonym czasie gry, kiedy to znów Otieno dobrze wrzucił, a główkował Berggren. Piłka minęła jednak bramkę.
No i co… to miał być koniec relacji, ale przecież każdy fan Ekstraklasy zna Raków. Ostatnia minuta doliczonego czasu gry, Berggren dostaje podanie i świetnie obraca się z piłką. Fenomenalnym zagraniem fałszem wypuszcza Otieno, ten wrzuca po raz kolejny idealnie i tak samo idealnie główkuje Brunes. 2:3. Marek Papszun znów triumfuje w ostatnich minutach meczu.
Dziś nikt nie powie, że Raków nie zasłużył na wygraną. Od 70. minuty zaciskała się pętla na szyi Widzewa, aż w końcu Raków dopiął swego i udusił dzielnie trzymający się Widzew. Mecz był fenomenalny dla oka. Obie drużyny zrobiły piękne widowisko i dziś nikt nie powie, że Raków zabił mecz. Oby jak najwięcej takich meczów w tym sezonie!
Widzew Łódź – Raków Częstochowa 2:3 (1:2)
FOTO: Jarosław Kłak Photography