Dużo złych opinii krążyło w ostatnich miesiącach wokół Skry Częstochowa. Marcowa afera zainicjonowana przez piłkarzy w związku z brakiem wypłat, ciągnący się temat trybun, a w zasadzie ich braku, problemy finansowe, sprawa Pawła Kołodziejczyka. Tym klubem najłatwiej się nie zarządza, a przy tym kłody rzucane pod nogi przez włodarzy Miasta Częstochowa nie pomagają. Gdy Skra wyrównała zaległości punktowe w tabeli Betclic II Ligi i włączyła się do walki o utrzymanie, w klubie w końcu jest powód do nieco bardziej pozytywnych nastrojów. Kiedy pół Polski twierdziło, iż z prezesem Skry Częstochowa nie da się skontaktować, my takich problemów nie mieliśmy. Prezes Skry Częstochowa Artur Szymczyk był naszym rozmówcą i wyjaśnił nam kilka ważnych tematów. Gorąco zapraszamy.
Jaka jest Pana ocena pierwszej części sezonu w wykonaniu Skry? Udało się wyjść na zero i zmniejszyć stratę. Drużyna zaczęła się budować tydzień przed sezonem, czy zatem zmierza to w dobrym kierunku?
Myślę, że trudno ocenić, czy drużyna spełnia oczekiwania, ze względu na to, że jest ciągle budowana. Na pewno te zwycięstwa cieszą. Zespół, który był na szybko zmontowany. Nie można mieć do nich pretensji. Można im pogratulować tego, że podjęli rękawicę i chcą walczyć o utrzymanie. Wyrazy uznania dla sztabu i zawodników, którzy zdecydowali się bronić barw Skry Częstochowa.
Latem musiała nastąpić zmiana na ławce, odszedł bardzo zżyty z klubem Konrad Gerega. Czy odczuwacie jego brak wewnątrz? Skąd pomysł powierzenia tej ekstremalnej misji trenerowi Dariuszowi Rolakowi, dla którego to pierwsze kroki jako szkoleniowca w seniorskiej piłce? Jak Prezes ocenia zdolności i perspektywy tego trenera?
Konrad Gerega to człowiek, który spędził tu mnóstwo czasu i wiele mu zawdzięczamy. Czy jego brak jest odczuwalny? Wszystkich, którzy tak długo pracowali w klubie, jest szkoda. Niemniej przyszedł czas na nowe wyzwania i nowe środowisko. Konrad tak zadecydował i nie mamy do niego o to pretensji. Życzę mu jak najlepiej, aby rozwijał swoją karierę trenerską. Nigdy nie zamykamy drzwi przed tymi osobami, nie wiadomo co się wydarzy, zawsze tu będą mile widziani.
Trener Rolak podjął się bardzo trudnej misji i jak wspomniałem, można mu podziękować. Uważamy, że jest to trener z dużymi możliwościami, perspektywami. Gdyby nie miał umiejętności, to nie byłby trenerem w akademii Legii Warszawa przez 10 lat. Chciał pracować w seniorskiej piłce, wyselekcjonowaliśmy go i zaciągnęliśmy informacji na temat jego osoby i zdecydowaliśmy się mu to powierzyć. Będąc w takiej sytuacji, w jakiej byliśmy, daliśmy sobie kredyt zaufania, on nam, my jemu. I czas pokaże, jakie będą efekty. Niemniej po tym okresie, jestem zadowolony z tego wyboru i wierzę, że za jego rządów będzie wszystko dobrze.
Czy w związku z powtarzającym się schematem pewnych problemów finansowych, również z wypłacaniem zaległości, negocjacje z nowymi zawodnikami były utrudnione? Musieliście jeszcze mocniej zacisnąć pasa?
Obecnie w kadrze są zawodnicy, którzy wcześniej też tutaj grali i wiedzieli, jak wygląda sytuacja. Jesteśmy małym klubem, w którym temat płynności finansowej ciągnie się odkąd tylko pamiętam, a od 18 lat jestem prezesem. I jakoś zawsze tutaj zawodnicy przychodzą i zawsze tą kadrę budujemy. Większość klubów ma problemy finansowe, więc to nie jest jakiś fenomen, że Skra też je ma. Mnóstwo klubów nie ma już na szczeblu centralnym z powodu tych problemów, tak jak Raduni. Wisła Puławy wystartowała jeszcze później niż my. W polskiej piłce nożnej na szczeblu centralnym nie ma klubu, który nie ma długów. Skra je ma, to dla mnie to nic nowego. Tak jest skonstruowana polska piłka, że jest słabo dofinansowana, a poziom drugiej ligi w szczególności.
Ciężko jest zbudować budżet. Trzeba pamiętać, że nieliczne kluby zarabiają na piłce nożnej, a Skra jest najlepszym przykładem, że klub piłkarski nie zarabia, tylko wydaje pieniądze. Więc te pieniądze trzeba na różny sposób zdobyć. Jeżeli dochodzą niedogodności związane z wydawaniem niepotrzebnie tych pieniędzy, poprzez na przykład wynajmowanie stadionu w innych miastach, bądź brak kibiców, którzy zawsze pomagają i kupując bilet dokładają cegiełkę do budżetu, to nie jest dla mnie coś dziwnego. Mogę się tylko cieszyć, że w Skrze nie ma większych długów, skoro od czterech lat nie ma trybun. Jeżeli to jest wyznacznikiem, to powiem tak: są w Skrze Częstochowa problemy finansowe niespowodowane przez zarząd tego klubu i nie jeden klub nie umiałby sobie z tym poradzić.
Wielu byłych piłkarzy twierdzi, że nadal nie doczekało się pieniędzy i zarzuca Panu blokowanie ich numerów.
Jeśli tak twierdzą piłkarze, to proponuję, aby porozmawiali ze swoimi menagerami. To właśnie oni reprezentują interesy zawodników i naprawdę zawodnik nie musi wiedzieć na czym polega prawo restrukturyzacyjne. Nie jest tajemnicą, że klub znalazł się w fazie restrukturyzacji i wszystkie następujące po tym fakcie zdarzenia są ściśle określone prawem. To skomplikowany proces, który udowadnia jednak, że nie uciekamy od problemów i chcemy być w porządku wobec piłkarzy.
Nastroje zaogniła sprawa Pawła Kołodziejczyka. Jak możecie się odnieść do całej afery?
Temat Pawła Kołodziejczyka to błąd Avii Świdnik, co zresztą przyznał Piłkarski Sąd Polubowny w opublikowanym niedawno wyroku. Zawodnik posiadał ważny kontrakt z naszym klubem w momencie, kiedy zapadła decyzja o tym, że zostajemy w Betclic II Ldze. Zgodnie z zapisami w umowie chodziło o sam fakt pozostania na tym poziomie rozgrywkowym, a nie jego formę. Cieszymy się, że ta sprawa została zakończona, jednak ubolewamy nad tym, że Paweł stracił kilka miesięcy. Wiemy, jaki ma potencjał, wiemy, jak ważnym zawodnikiem był wiosną w naszym klubie. W niedzielę zagrał już w meczu rezerw, gdzie spisał się bardzo dobrze i mam nadzieję, że wkrótce nadrobi stracony czas i ponownie zaatakuje pierwszy skład. Jego przykład, to jednak przestroga dla młodych zawodników, którzy za bardzo ufają agentom.
Paweł Kołodziejczyk – niewolnik, a czyj zawodnik? Burza wokół Skry
13 lipca 2018 roku na Promenadzie Niemena Raków i Skra podpisały porozumienie o współpracy, której jednak od tamtego czasu oczami kibiców jest bardzo niewiele. Czy tamta inicjatywa była w pewnym stopniu wymuszona i jak to od tej chwili Pana zdaniem przebiega?
Myślę, że ten 2018 rok pokazał, że kluby chcą współpracować. Niemniej od tego czasu i Skra, i Raków miały różne rewolucyjne wydarzenia w swoich klubach. Raków zdobył mistrzostwo, Skra nieoczekiwanie znalazła się na zapleczu ekstraklasy. Ta współpraca na pewno nie wygląda tak, jakby sobie wszyscy życzyli, ale ona trwa. Trzeba zwrócić uwagę na to, że młodzi zawodnicy cały czas zmieniają miejsce między Rakowem i Skrą. W naszej pierwszej drużynie nie przypominam sobie od tego okresu sezonu, w której nie było piłkarzy wypożyczonych z Rakowa. Wiadomo, że ta współpraca może być lepsza i nad tym pracujemy, ale ona wciąż funkcjonuje. I na pewno zrobię wszystko aby współpraca z Rakowem w przyszłości była jeszcze owocniejsza.
Niektórzy zarzucają Panu, że nieochoczo patrzy Pan na pewną pomoc przy tej współpracy ze strony Rakowa. Duża też część twierdzi, że Raków traktuje Skrę jako niechcianego sąsiada. Według Pana na tą sytuację wpłynęła bardziej strona Rakowa, Wasza strona, czy jest to może wynik pewnych nieporozumień?
Gdyby nie konkurencja, to żadna profesja na świecie by się nie rozwijała. Jeśli są dwa kluby w mieście, to to działa pozytywnie na ich rozwój i funkcjonowanie. Mnie Raków Częstochowa nigdy nie przeszkadzał i te opinie to wyssane z palca plotki nieżyczliwych ludzi, którzy szukają sensacji. Wychowałem się na Rakowie, jestem wiernym kibicem Rakowa, odkąd tylko pamiętam. Przechodziłem sukcesy Rakowa od III Ligi do Ekstraklasy w latach 90. Więc dobro tego klubu zawsze leży mi na sercu. Jeśli ktoś uważa inaczej, to jest w błędzie. Kwestia współpracy moim zdaniem powinna być dużo większa. Liczę, że kiedyś to nastąpi.
Od kilku miesięcy mogliśmy usłyszeć w kuluarach, że Skrę jako swój klub partnerski chętnie widziałby Widzew Łódź i rozmowy obu zarządów trwają, co również nie spodobało się odłamowi częstochowskiego środowiska. Na jakim etapie stoi ten wątek?
Jest w tym trochę prawdy. Rozmowy związane ze współpracą z innymi klubami Skra też prowadziła. Nie są te tematy sfinalizowane, ale też nie są skończone. Potraktuje to jako melodię przyszłości. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Temat poszukiwania inwestora. Po spadku z I Ligi wiceprezes Wierzbicki przyznał, że wszystko było przygotowane, ale przeszkodą była właśnie degradacja. Czy to był kluczowy moment, który zaważył na przyszłości klubu na następne lata? Od tamtego czasu pojawiła się jakaś alternatywna opcja?
Skra Częstochowa od dłuższego czasu rozmawia już z wieloma poważnymi biznesmenami, przedsiębiorcami, którzy byli zainteresowani przejęciem lub współprowadzeniem klubu, ale na przeszkodzie wszystkich tych rozmów lub ewentualnych transakcji zawsze była infrastruktura, którą posiada klub. I tak naprawdę brak tych trybun i kibiców – to największa bolączka. Te rozmowy rozbijają się o ten aspekt.
Jakie aspekty tak naprawdę blokują ewentualną grę Skry przy Limanowskiego? W klubach słyszymy, że na drodze stoi miasto, ale próbuje się także wprowadzić narrację, że RKS nie wpuści nikogo do swojego domu, czy słusznie?
Przede wszystkim będę uważał, że nie jest łatwo wejść i zamieszkać w czyimś domu. Ale są różnego typu rozwiązania i tutaj chodziło o pomoc w przyjęciu nas na krótki okres przejściowy. Bo wynajęcie stadionu w Bełchatowie okazało się dla nas początkiem problemów. Po czyjej stronie leży wina? Trudno ocenić. A co do kwestii, jak mogłoby być w przyszłości – nie wiem. Dalej będę twierdził, że ilość wybudowanych obiektów i potem koszty związane z ich utrzymaniem są na tyle duże, że powinno się myśleć o miejskim obiekcie, z którego korzystają potencjalnie drużyny, które w nim grają i rywalizują na pewnym, wyższym poziomie sportowym. Bo zawsze taniej wymienić murawę i rozwinąć nową trawę z rolki, niż utrzymywać dwa-trzy obiekty sportowe, bo to dużo większe środki z kieszeni podatników.
Wiadomo, że jesteśmy zainteresowaną stroną i ubolewamy nad tym, jak to wygląda. Moim zdaniem za dużo się w tej kwestii nie dzieje i nie wiem, czy to działania celowe czy nie. W Urzędzie Miasta słyszymy, że trwają prace nad przejęciem gruntu od PKP, jednak moim zdaniem nie są one prowadzone na tyle skutecznie, by móc myśleć o szczęśliwym końcu. Trzeba pamiętać, że PZPN stawia przed klubami wymagania związane z przystosowaniem infrastruktury na danym poziomie rozgrywkowym. Zostało nam raptem sześć miesięcy, więc nie wiem czy miastu zależy na tym, żeby ta trybuna powstała, wszystkie osoby i sympatycy związani z klubem zwyczajnie są nie zadowoleni z tempa prac związanych z postawieniem trybuny na Skrze.
Czyli nie powinniśmy patrzeć optymistycznie na najbliższą przyszłość?
Musimy patrzeć optymistycznie, bo inaczej nie byłoby sensu startować w obecnym sezonie. Po to wystartowaliśmy, aby w bardzo trudnej sytuacji w naszym przypadku jeśli chodzi o utrzymanie się na poziomie drugiej ligi, móc dalej grać przy Loretańskiej. Jeśli trybuny nie powstaną do końca kwietnia, a my się utrzymamy, to nie będzie miało sensu.
Latem przy Loretańskiej po kilkunastu miesiącach użytkowania, sztuczna nawierzchnia była wymieniana i w krótkim czasie – po kilku tygodniach ponownie stwierdzono, że nawierzchnia jest źle położona. Kto zawinił w tej sytuacji i czy od początku restaurowania „Lorety” chcieliście, aby murawa była sztuczna?
Na tym obiekcie nie może być nic innego niż sztuczna trawa, ze względu na to, że korzystamy z tylko jednego pełnowymiarowego boiska. Trudno żeby 20-parę drużyn trenowało i grało na naturalnej murawie. Kwestia reklamacji i problemów z nawierzchnią to sprawa MOSiR-u. Znowu nie mogliśmy korzystać przez 2,5 miesiąca z tego obiektu, to tylko pokazuje, w jakim miejscu jesteśmy i z jakimi przeszkodami musimy się mierzyć.
Podsumowując temat współpracy z miastem. Jak Pan ją ocenia?
Współpraca z miastem? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi, za dużo jest na tą chwilę pytań i oczekiwań z jednej i drugiej strony.
Z klubem kilkanaście miesięcy temu pożegnał się Marcin Kot, który zamienił Skrę na Norwid. Jak wygląda dział relacji biznesowych, którym się zajmował? Czy jest Pan zadowolony z tego, jak ten aspekt w tej chwili wygląda?
Odejścia niektórych osób są spowodowane sytuacją w klubie. Jeśli Marcin Kot miał pozyskiwać partnerów dla klubu, to sytuacja związana z brakiem środowiska kibicowskiego, które może uczestniczyć w meczach na obiekcie i widzieć partnerów poprzez reklamy, banery, spowodowała to, że zmienił miejsce pracy na Norwida, który awansował do PlusLigi i tam jest łatwiej rozmawiać z potencjalnymi partnerami biznesowymi, niż na Skrze. Skra też ma problemy w tej materii i władze miasta chyba tego nie zauważają, że trudno pozyskiwać sponsorów, kiedy na obiekcie nie ma kibiców. Cała ta sytuacja nie sprzyja Skrze na wielu płaszczyznach.
Skra dzierżawi obiekt przy Kopalnianej, należący do Płomienia Częstochowa. Wspominał Pan na jednej z konferencji prasowych, że rozważano to miejsce pod budowę stadionu spełniającego wymogi. Na razie pozostaliśmy na tej bazie, ale hipotetycznie, gdyby Skra miałaby się znaleźć w sytuacji bez wyjścia, czy wraca Pan myślami do tej sprawy?
Jeśli chodzi o obiekt przy Kopalnianej, mamy tam pewne wizje. Ale najpierw musimy wyjść z obecnych problemów. Żadne prace na tym obiekcie na razie nie ruszyły. Gdyby nie ten obiekt i możliwość, że Skra mogła z niego skorzystać przez 2,5 miesiąca, kiedy na Loretańskiej nie dało się trenować, to myślę, że już by klubu nie było. I to są po prostu przykre sytuacje, które wywracają klubowe życie i marzenia do góry nogami.
Z początkiem roku objął Pan Płomień Częstochowa i możemy się zastanawiać, czy nie jest to takie oparcie na przyszłość, oparcie dla Skry. Choć sam wiceprezes Wojciech Grajcar mówił nam, że nie pozwoli Skrze wchłonąć Płomienia, to teraz choćby rezerwy Skry połączyły się z seniorską drużyną tego klubu i występują w II Lidze Śląskiej [V Lidze]. Jak to więc wygląda?
Umowa dzierżawy przy Kopalnianej nigdy nie miała na celu wchłonięcia Płomienia, to dwa niezależne kluby. Powiedziałbym, że Płomień wyrażając zgodę wykazał się wielką pomocą dla Skry. I tutaj ta pomoc przyszła z tak małego klubu, bo z większych jej nie było. Kwestia naszego funkcjonowania i objęcia przeze mnie roli prezesa jest bardziej spowodowana przez finanse, bo wiemy, że Płomień musiał sam ponosić koszty utrzymania takiego obiektu, a otrzymywane środki z Miasta to kwota 60 tysięcy złotych, z czego płacony jest podatek od nieruchomości, który muszą te kluby zapłacić w wysokości 35 tysięcy. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Stąd mój ruch w stronę Płomienia.
Płomień wchłonięty przez Skrę? “Nie wchodzi w grę” [REPORTAŻ]
Jak Pan patrzy na te wszystkie porady i sugestie, że Skra w tej chwili w II Lidze jest nikomu nie potrzebna. Że powinna wystartować od zera, że powinna zrestartować wiele spraw i zacząć budować wszystko od nowa.
Skra zawsze może się znaleźć w III lub IV lidze poprzez spadek, więc nie widzę powodu, żebyśmy mieli się wycofywać. To najprostszy sposób ucieczki od zobowiązań, czego nie robimy. Próbujemy walczyć i mam nadzieję, że uda nam się przetrwać trudniejszy moment. Trzeba pamiętać, że takie momenty nawet nasz Raków przeżywał i z nich wychodził, więc też będziemy iść tym kierunkiem, aby pozbyć się przejściowych problemów i spokojnie funkcjonować w II bądź I Lidze, bo to jest moim zdaniem miejsce, w którym Skrę chciałbym widzieć, i na którym powinno być nas stać.
Trzeba przyznać, że plany na stulecie klubu muszą być z lekka przekształcone. Jaki cel można w tej chwili wskazać jako ten na setne urodziny?
Na pewno na stulecie plan jest taki, aby być na szczeblu centralnym. I w przyszłość dalej nie wybiegamy. Stulecie klubu na pewno byłoby spuentowaniem fajnej historii, gdybyśmy posiadali pełnowartościowy obiekt z trybunami. Jeżeli mamy przeżyć stulecie z pozytywną energią, to niech to będzie udział na szczeblu centralnym i stadion z trybunami.
Jak okiem Prezesa oceni Pan funkcjonowanie Akademii Skry Częstochowa?
Nasz ruch spowodowany rozmowami z Płomieniem też pokazuje, że akademia naszego klubu, która funkcjonowała na dwóch boiskach, przy Loretańskiej i przy Powstańców, nie mogła się rozwijać przez brak infrastruktury i w tych warunkach, w których funkcjonowała, uważam za duży sukces, że została tak rozwinięta i miała tylu adeptów, którzy chcieli grać w Skrze. Jestem zadowolony z akademii i z ludzi, którzy nad tą akademią czuwają. Żeby ona się rozwijała, musimy korzystać z większej ilości obiektów.
Skra jest klubem, który stawia na młodzież nie od dziś. W pierwszej drużynie w dużej mierze są to gracze wypożyczeni z dużych klubów, ale w Akademii znajduje się kilku piłkarzy z dużym potencjałem. W perspektywie tych najbliższych lat, czy ta utalentowana młodzież z Akademii będzie miała większą większą ilość szans na wejście do pierwszego zespołu?
Skra stawia na młodych zawodników. Każdy z tych młodych ludzi marzy, aby grać na najwyższym poziomie w Polsce, ale patrząc na nasze warunki, na finanse, które płyną na tę dyscyplinę sportu z miasta, to wszystko powoduje, że promujemy wypożyczonych zawodników, którzy grają teraz w Ekstraklasie i I Lidze. Myślę, że na szczeblu centralnym mógłbym wymienić z 30 piłkarzy, którzy wybili się przez Skrę. A jeśli chodzi o wychowanków, to niestety też zasilają inne drużyny, bo w prosty sposób uciekają z tego miasta do innych, lepszych ośrodków piłkarskich.