Sobota 26 października upłynęła pod znakiem pojedynku Rakowa ze Śląskiem. Podopieczni Marka Papszuna udali się do Wrocławia, by na przepięknym stadionie zagrać równie przepięknie i wygrać szósty raz z rzędu. Niestety w tym meczu nie było nic przepięknego. Raków nie potrafił wygrać po raz kolejny, przegrać też nie wypadało, więc w meczu padł bezbramkowy remis.

Rzeczywiście mecz zaczął się może nie fenomenalnie, ale bardzo dobrze. Problem w tym, że nie dla Rakowa, tylko dla Śląska. Pierwsze 15 minut to istna dominacja Wojskowych. Raków miał ogromne problemy, by w ogóle wyjść z własnej połowy. Szły za tym sytuacje. Pierwsza z nich to rzut rożny, po którym zakotłowało się w polu karnym. Piłka stanęła przed linią, ale w ostatniej chwili jeden z piłkarzy Rakowa ją wybił. Kilka chwil później po strzale byłego piłkarza Rakowa – Petra Schwarza piłka wylądowała na słupku. Śląsk bardzo postraszył Raków, ale konkretu nie dał więc można się było spodziewać, że zaraz do głosu dojdzie Raków. Dokładnie tak się stało.

Częstochowianie mieli dwie bardzo dogodne sytuacje. Najpierw po lekkim zamieszaniu piłka trafiła na nogę Rundicia, a ten dosłownie z trzech metrów strzelił w poprzeczkę. Do tej pory myśleliśmy, że nie jest możliwe tak spartolić taką sytuację. Okazało się jednak, że się da. Piłka odbiła się od poprzeczki i dopadł do niej Svarnas, który… zrobił dokładnie to samo co Rundić. Spartolił kapitalną okazję. Popis nieskuteczności obrońców Rakowa i nasuwa się nam jedna myśl… wyżej wymienieni zawodnicy muszą wziąć trening u… Mateja Rodina. Co prawda Szymon Marciniak odgwizdał spalonego, ale oglądając powtórki mamy poważne wątpliwości czy ów spalony tam wystąpił.

Oprócz tego kapitalną sytuację miał Ivi Lopez. Świetnie na skrzydle pomknął Amorim i technicznie dośrodkował na głowę Lopeza. Hiszpan sytuacyjnie uderzył, ale Leszczyński instynktownie odbił piłkę i uchronił Śląsk przed stratą bramki. Była to naprawdę fenomenalna interwencja. Jeśli chodzi o Śląsk, to jego zawodnicy również byli bardzo bliscy podwyższenia wyniku. Wybitnym centrostrzałem popisał się Guercio, ale jeszcze wybitniejsza była interwencja Trelowskiego, który końcem palców przeniósł go nad poprzeczką. Nic więcej nie odnotowaliśmy, ale że Raków zazwyczaj drugie połowy ma lepsze, to z wypiekami na twarzy czekaliśmy na drugą połowę…

Papszun z boiska zdjął Lopeza, który znowu zagrał na szpicy. Oprócz tego zmieniony został Kochergin, który na szpicy nie grał, ale był beznadziejny. Na ich miejscach pojawili się Barath i Brunes. Śląsk drugą część gry zaczął z przytupem, bo fenomenalną okazję zmarnował Paluszek. Potem nie działo się kompletnie nic. Ani jedna, ani druga drużyna nie stwarzała sobie okazji. O tyle dziwne, że Raków w tej mierności zdobył bramkę. Zamieszanie w polu karnym powstało po wrzutce Tudora, piłkę pchnął Makuch, a ledwo do bramki wturlał ją Brunes. Niestety po długiej analizie VAR okazało się, że Makuch, który jak wyżej napisaliśmy pchnął piłkę, zrobił to ręką. Sędzia gola nie uznał i dalej było 0:0. Potem znów był okres, w którym nie było żadnych sytuacji. Na boisku pojawił się jeszcze Otieno, ale w przeciwieństwie do meczu z Pogonią, nie był zbytnio widoczny. Smutna to była druga połowa. Dużo fauli, przerywanej gry, a także brak sytuacji.

Zastanawialiśmy się, czy jest możliwe, że Raków dwa mecze z rzędu wygra w doliczonym czasie. Okazuje się, że chyba jednak nie, bo w 92. minucie Brunes miał piłkę meczową, ale jego półwolej nieznacznie minął bramkę. Szkoda, bo byłaby to fajna historia i znów zapomnielibyśmy o tym, że mecz był fatalny, bo najważniejsze są trzy punkty. Marciniak mecz zakończył i wszyscy zgodnie przyznamy, że bardzo dobrze zrobił.

Raków znowu nie przegrał, ale niedosyt jest, bo ten mecz był jak najbardziej do wygrania. Zastanawiamy się co nie zagrało, ale no coś ewidentnie. Na plus Trelowski, który miał trochę pracy i wywiązał się z niej znakomicie i Musiolik, który zagrał kapitalny mecz dla Rakowa. Zmarnował wszystkie setki, które koledzy mu stworzyli, czyli zrobił dokładnie to, czego oczekiwał od niego trener Papszun. Co by tu więcej dodać… Czekamy na kolejne mecze i oby już nie było żadnych bezbramkowych remisów…

Śląsk Wrocław: Leszczyński – Petkov, Paluszek, Petrov – Guercio (Bejger), Jasper (Gerstenstein), Pokorny, Żukowski – Schwarz, Samiec-Talar (Sharabura), Musiolik (Basse)

Raków Częstochowa: Trelowski – Rundić (Otieno), Arsenić, Svarnas – Jean Carlos, Berggren, Kochergin (Barath), Tudor – Amorim (Makuch), Ameyaw (Diaz), Lopez (Brunes)

Żółte kartki: Leszczyński, Petkov – Berggren, Amorim, Barath