fot. Casandra Miszewska
Raków pokonał Stal Rzeszów 5:1 w pierwszym meczu przygotowawczym do sezonu 2024/2025. Nie może dziwić, że forma częstochowian na tym etapie okresu międzysezonowego pozostawiała jeszcze całkiem sporo do życzenia, ale ekipa ze stolicy województwa podkarpackiego również nie zawiesiła tej soboty poprzeczki zbyt wysoko. Możemy za to po końcowym gwizdku wysunąć kilka pierwszych krótkich wniosków.
Trener Marek Papszun podarował minuty niemal wszystkim zawodnikom z aktualnej kadry na zgrupowaniu w Arłamowie. Niedysponowani okazali się być tylko Milan Rundić, Stratos Svarnas i mający problemy z kostką Jakub Rajczykowski, a na ławce został Muhammed Sahinović. Trzeba przypomnieć, że czerwono-niebiescy są spragnieni gry tym bardziej, że spotkanie kontrolne z Miedzią Legnica z ubiegłego tygodnia zostało na prośbę pierwszoligowca odwołane. Pojedynek toczył się w upalnych warunkach, a na murawie był widoczny brak rytmu meczowego i na razie słabsze czucie piłki.
Między słupkami po jednej połowie otrzymali Kacper Trelowski i Dusan Kuciak. Wychowanek Rakowa Częstochowa powracający z nieudanego wypożyczenia do Śląska Wrocław nie miał praktycznie żadnej okazji do interwencji, ale przypomniał nam, jak dużym jego atutem jest rozegranie. Jeśli 20-latek pozostanie na ten sezon przy Limanowskiego 83, to ten element gry będzie w trakcie rywalizacji o miejsce w bramce zdecydowanie za nim przemawiał. Z kolei doświadczony Słowak, który niedawno przedłużył kontrakt z klubem, zupełnie się nie popisał i już w pierwszych minutach występu nie przypilnował bliższego słupka tracąc kuriozalną bramkę z ostrego kąta.
To trafienie ciąży jednak również na Peterze Barathcie, który w roli półprawego stopera nie błyszczał dziś w defensywie i kilkukrotnie zbyt łatwo dawał się ograć. Podobnie jak biegający po drugiej stronie Kamil Pestka, często gubiący ustawienie i wolno podejmujący decyzje. Korzystniej na tej pozycji wyglądał wprowadzony Łukasz Kabaj – wychowanek Akademii Rakowa. Pełne 90 minut z konieczności blokiem obronnym dyrygował Matej Rodin. Chorwat przeważnie wystrzegał się błędów i kierował partnerami w linii, choć w jednej sytuacji był bliski bramki samobójczej. Z pewnością stać go na jeszcze więcej.
Pierwszego nieoficjalnego gola w tym sezonie zdobył Jean Carlos Silva. Na murawie pozostali zalążki swoich sporych możliwości pokazali pozostali lewi wahadłowi – Erick Otieno oraz kolejny adeptów Kacper Nowakowski. Druga flanka to oczywiście Fran Tudor oraz Kacper Masiak, których w grze było trochę mało. Ben Lederman z Vladyslavem Kocherginem wygrali środek pola, który nie został oddany już do samego końca. Do systemu małymi kroczkami wdraża się bohater pierwszego i jedynego dotychczasowego transferu do drużyny – Grek Vasilios Sourlis. On i jego partner wykazali się momentami naprawdę dobrym przeglądem pola. A u boku młodzieżowego reprezentanta kraju wystąpił słusznie zbierający same pochlebne opinie 16-letni Antoni Burkiewicz. Wejście środkowego pomocnika drużyny U-17 było naprawdę obiecujące i mimo paru pomyłek „Bury” musi zaliczyć ten mecz na plus.
Słabiej ocenić trzeba Jakuba Myszora, który nie wniósł dziś wiele do ofensywy Medalików i był nerwowy z piłką. Pomocnik niestety nadal nie może rozwinąć skrzydeł w czerwono-niebieskich barwach i kontynuuje słabą formę z meczów trzecioligowych wcześniej rezerw. Regularności w działaniach zabrakło też nieco Dawidowi Drachalowi. Młodzieżowiec mógł zakończyć to spotkanie z golem na koncie, ale nie wykorzystał idealnej sytuacji. Konkrety dał Bartosz Nowak, który w drugiej połowie asystował przy wszystkich trzech golach częstochowian. I mimo, że 30-latek często zwyczajnie znika, to potrafi się bronić takimi momentami i pojedynczymi błyskami. Ponownie zaimponował Gustav Berggren, który znów z doskonałym skutkiem został przetestowany na dziesiątce. Szwed poza pięknym trafieniem z powietrza i udowodnił swoją wartość oraz fakt, że jego wybór na zawodnika ubiegłych rozgrywek nie był przypadkowy. Utrzymanie pod presją, zdobywanie przestrzeni, pokazywanie się do podań. Wszystko było na swoim miejscu. Występ obiektu zainteresowania New York Red Bulls był dowodem na słowa trenera Dawida Szwargi, który mówił nam, że nie powinien on stracić na powrocie starego szkoleniowca. Czy Raków stać dzisiaj na jego możliwe odejście? Niewątpliwie nad tym należy się mocniej pochylić.
Dużą dawkę optymizmu dała postawa całej trójki młodych napastników. Ante Crnac spisywał się fantastycznie z piłką w ataku pozycyjnym i w kontratakach, ale gorzej pod bramką rzeszowskiej Stali, marnując jedną stuprocentową szansę. Wejście smoka zaliczył Tomasz Walczak. 18-latek, który ostatniej wiosny był wypożyczony do Pogoni Siedlce spełniał większość założeń jako odgrywający napastnik, a oprócz tego zapisał sobie dublet, zdobywając bramki po jednej ładnej klepce i raz pokazując się przy dośrodkowaniu. Swoje pokazał również Max Pawłowski. Jego gol dobijający przeciwnika był trochę bardziej przypadkowy, ale w grze był bardzo aktywny i zaangażowany.
Podsumowując, z dzisiejszego sparingu czerwono-niebieskich można być umiarkowanie zadowolonym. Wynik był nawet trochę lepszy niż gra, ale nie ma to żadnego znaczenia. Podopieczni Marka Papszuna odpowiednio pielęgnują jakość ataku pozycyjnego i momentów, w których na połowie rywala tworzyły się większe przestrzenie, a całe spotkanie przywróciło nam wiarę w to, że nasz zespół potrafi być groźny ze stałych fragmentów gry. Kilku zawodników potwierdziło swoje spore możliwości, a kilku udowodniło, że dopiero wraca lub osiąga wysoką dyspozycję i rozkręca się z każdą minutą. Nie można zaprzeczyć, że zespołowi brakuje graczy, którzy są obecnie kontuzjowani lub przebywają na zgrupowaniu reprezentacji. Drużyna potrzebuje jeszcze wzmocnień i takie dyrektor sportowy Samuel Cardenas powinien spróbować jak najszybciej zapewnić. Większa rywalizacja jest w stanie nie tylko podnieść poziom całej ekipie, ale także popchnąć do rozwoju obecnych piłkarzy. Trzeba wierzyć, że najbliższe trzy tygodnie zostaną spożytkowane na maksimum.