Niedzielne zmagania na polskich boiskach rozpoczęły się starciem Piasta Gliwice z Cracovią. Na dobry początek dnia – czy to do porannej kawy, czy tradycyjnego rosołu po sobotniej imprezie – Ekstraklasa zaserwowała mecz dwóch zespołów zmagających się z serią ligowych spotkań bez zwycięstwa. Piast, który we wtorek awansował do ćwierćfinału Pucharu Polski po emocjonującej serii rzutów karnych, w lidze ostatni raz sięgnął po pełną pulę półtora miesiąca temu. Pytanie brzmiało, czy udane występy w Pucharze i remis z liderem w poprzedniej kolejce dodadzą drużynie z Gliwic energii do przełamania. Zadanie mieniło się jednak jako trudne, bo na ich stadion przyjechała Cracovia. Pasy, mimo nie najlepszej passy, wciąż utrzymywały czwartą pozycję w tabeli i miały zamiar zrobić wszystko, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, umacniając się na wysokiej pozycji, która już wcześniej wydawała się być wynikiem przekraczającym przedsezonowe oczekiwania. Czy udało im się pokrzyżować plany drużynie z Gliwic? I tak i nie.

DUŻO WALKI, MAŁO KONKRETÓW

Mecz rozpoczął się w aurze pięknej, jak na tę porę roku, pogody – bezchmurne niebo i świecące słońce stworzyły przyjemne tło do obserwowania piłkarskich zmagań. Cracovia od samego początku starała się przejąć kontrolę nad wydarzeniami na murawie. Podopieczni Dawida Kroczka mocno zaznaczali swoją obecność w pressingu i odbiorze, co pozwalało im kreować akcje w ataku pozycyjnym. Piast natomiast ustawił się ostrożnie, czekając na błędy rywala i próbując zaskakiwać szybkimi przejściami do ofensywy. W poczynaniach obu drużyn nie brakowało niedokładności, a defensywy skutecznie odczytywały próby stworzenia zagrożenia pod bramką przez rywali. Benjamin Kallman miał duże trudności w wygrywaniu pojedynków ciało w ciało, a obrońcy Cracovii doskonale radzili sobie z niskimi dośrodkowaniami posyłanymi raz po raz w ich pole karne.

Z każdą kolejną minutą pierwszej połowy Cracovia wywalczała coraz więcej rzutów rożnych oraz fauli w bocznych sektorach boiska. Choć goście dobrze radzą sobie w tym elemencie gry, wygrywając większość pojedynków powietrznych i czasem dochodząc do strzałów głową, to wykończenie totalnie leżało. W szeregach Piasta irytującą niedokładnością popisywał się Fabian Piasecki. Gospodarze, choć dochodzili do strzałów, to te leciały głównie w trybuny.

W okolicach czterdziestej minuty tempo gry wzrosło, choć próby stworzenia zagrożenia pod bramką obu ekip wciąż wydawały się syzyfową pracą. Sędzia Przybył zakończył pierwszą połowę, nie doliczając do niej ani minuty. Trudno się dziwić, bo choć oglądaliśmy dużo walki o piłkę i zaangażowania, sumaryczny licznik xG nie osiągnął choćby 0,5. Ze świecą można było także szukać wyróżniających się zawodników. W drużynie Vukovića na pochwałę zasługiwała postawa młodzieżowca Oskara Leśniaka, który cały czas starał się być pod grą, najjaśniejszym punktem Cracovii wydawał się zaś Ajdin Hasić.

CRACOVIA SŁABA W STAŁYCH FRAGMENTACH, PIAST BEZ POMYSŁU

Początek drugiej części spotkania dawał naiwną nadzieję na więcej emocji. Pod bramkami przez chwilę zaczęło się więcej dziać. Cracovia nieco popuściła lejce w defensywie, czego bliski wykorzystania był Piast. Po stronie gości dobry impuls dał wprowadzony po przerwie Filip Rózga, który dwukrotnie ogrywał przeciwników na lewym skrzydle, choć dogrania w obu przypadkach mijały jego kolegów z drużyny o metr lub dwa. Po kilku minutach mecz jednak wrócił do ustawień fabrycznych.

Chęci malały z każdą minutą. Można było odnieść wrażenie, że oba zespoły po prostu odpuściły szansę na przełamanie. Zawodnicy, być może myślami byli już na urlopach, zastanawiając się przy tym co kupić swoim bliskim pod choinkę. Od czasu do czasu przypominało im się, że rozgrywają mecz piłki nożnej i wypada coś zrobić, choć praktycznie każda próba kończyła się strzałem w trybuny, czy prosto w ręce bramkarza. Piast, zamknięty za szczelną gardą, nieudolnie szukał przestrzeni do kontrataku, a Cracovia nadal próbował zaskoczyć po stałych fragmentach gry, których jakość znacząco się obniżyła względem pierwszej połowy.

Im bliżej końcowego gwizdka, tym mecz coraz bardziej przypominał B-klasową kopaninę. Komentatorzy fragmentami milczeli, bo zwyczajnie nie było o czym mówić. Pod koniec meczu Damian Kądzior świetnie uderzył z rzutu wolnego, choć Madejski popisał się kapitalną paradą.

I tak to drewniane koło z wygrawerowanym napisem „spektakl stulecia” dotoczyło się do końca. Zimowa przerwa zdecydowanie przyda się obu zespołom, które w ostatnich tygodniach znacząco obniżyły loty. Panowie trochę pokopali, trochę powalczyli, trochę poczłapali i spokojnie można pakować się na urlopy, by odpocząć od rozgrywek zarówno fizycznie, jak i mentalnie.

Piast Gliwice : Cracovia 0:0

ZOBACZ TEŻ :

Raków znów strzela w doliczonym. Szalony mecz w Częstochowie