fot. Grzegorz Misiak/Włókniarz Częstochowa
Gdyby sezon żużlowy traktować jak jeden bieg to z pewnością można byłoby powiedzieć, że Włókniarz nie wyszedł spod taśmy. Trzy porażki i haniebne okoliczności remisu to bilans w czterech pierwszych meczach. Do tego stare demony, które wciąż powracają.
Trudny terminarz
Od tygodni było wiadomo, że Włókniarz czeka ciężki start. Wyjazdy do Leszna i Gorzowa przeplatane meczami domowymi z dwoma, jak się wydaje, najmocniejszymi ekipami ligi – Wrocławiem i Lublinem. To zwiastowało potencjalne kłopoty, a widmo 0 punktów po czterech seriach zaglądało w oczy pesymistów. Mimo wszystko, po drużynie, która w zeszłym sezonie dotarła do półfinałów należało spodziewać się więcej.
I tak – mecz w Lesznie to absolutny falstart i strata 10 punktów w połowie spotkania. Końcówka była jednak obiecująca i finalnie zabrakło niewiele. Minusem meczu – Maksym Drabik.
Potem nastąpił kolejny wyjazd (mecz z Wrocławiem został przełożony) tym razem do Gorzowa, gdzie Włókniarz zawsze jeździł dobrze. Mocnym punktem Lwów w poprzednich sezonach był na tym torze Jakub Miśkowiak. W tym sezonie znów pojechał mocne zawody – tym razem po drugiej stronie barykady. Niespodzianka? Skądże. Przebieg meczu był znów ten sam – słaby początek, pobudka w fazie środkowej i finalnie porażka sześcioma punktami dająca nadzieje na bonus w meczu rewanżowym. Podobnie zresztą jak w przypadku dwumeczu z Lesznem. Minusem meczu – Maksym Drabik.
Przedmajówkowy koszmar
Okoliczności nie pomogły – Włókniarz zaczął od dwóch wyjazdów, zatem szansa na pierwsze zwycięstwo przyszła dopiero ostatniego dnia kwietnia. No i cóż. Maksym Drabik to zawodnik trudny, a raczej bardzo trudny, ale takie spotkania jak z Betardem Wrocław pokazują jak ogromny potencjał drzemie w tym zawodniku. Po niemrawym początku sezonu obudził się też Kacper Woryna. Wydaje się, że częstochowski tor pasuje idealnie do stylu jazdy obu polskich seniorów, co wreszcie można było doświadczyć w meczu z Wrocławiem. To, co wydarzyło się w ostatnich wyścigach to katastrofa. Zawiodło zarządzanie meczem przez trenera Śpiączkę. Remis po takim spotkaniu to policzek dla kibiców. Niewiele przyjemniejsze było oglądanie tego, jak drużyna na własnym torze nie potrafi podjąć rękawicy przeciwko Motorowi Lublin.
Włókniarz a statystyki
Ostatnie miejsce w ligowej tabeli nie bierze się z niczego. Gdy spojrzymy na średnie biegowe po czterech rozegranych kolejkach w pierwszej 15(!) zawodników jest tylko jeden reprezentant Lwów – oczywiście Leon Madsen (6. ligowa średnia, 2,304). I na tym kończą się pozytywy. Choć nie należy za początek sezonu ganić także Madsa Hansena, który ma za sobą udane zawody w Lesznie i chociażby przyzwoity debiut przy Olsztyńskiej w meczu z Wrocławiem. Zawodzi, znów, pierwsza linia. Mikkel Michelsen coraz bardziej wpisuje się w ramy typowego dla ostatnich sezonów Włókniarza, zagranicznego zawodnika z Grand Prix mającego tworzyć pierwszą linię zespołu. Tak jak kompletnie zawodził Jason Doyle, tak jak nie dowoził swoich punktów Matej Zagar i często poniżej oczekiwań jeździł także „Fredka” Lindgren. Michelsen nie wygląda na zawodnika, który był filarem Motoru Lublin. 19 ligowa średnia, 1,818. Tuż za Wadimem Tarasienko.
Włókniarz ma także problemy z polskimi seniorami. Kacper Woryna to zawodnik zagadka, choć zaangażowania i woli walki odmówić nie można mu nigdy. Woryna gubi się jeszcze na wyjazdach i nie zawsze potrafi wykorzystać pełen swój potencjał w Częstochowie. To był zawodnik, który potrafił wygrywać piętnaste biegi. Obecnie ma 24. średnią ligową i jest tuż za Madsem Hansem. A przecież oczekiwania wobec obu zawodników są różne. No i na końcu – Maksym Drabik. Osobiście od początku kariery tego zawodnika (zaczynał w Orle Łódź) jestem pod wrażeniem jego umiejętności. Ale cierpliwość kibica też ma swoje granice. Drabik ma możliwości – zwłaszcza na torach, gdzie można się pościgać. Nie spodobało mi się, podobnie zresztą jak Markowi Cieślakowi, temperowanie zaciętości Maksa na początku spotkania z Wrocławiem, kiedy latał na torze, aby spróbować wygrać wyścig. To jest jego jazda. Drabik w Motorze Lublin miał 12. średnią ligową. To jest poziom, jakiego należy od niego wymagać. A w tej chwili Maks przywozi 1,250 na bieg. To słabszy wynik od juniora Motoru Lublin – Bartosza Bańbora.
Juniorzy
Włókniarz miał w zeszłym sezonie spory kłopot z formacją juniorską. To była przykra zmiana po latach, w których Miśkowiak ze Świdnickim przywozili dwucyfrowe wyniki. Obecny sezon jest jednak lepszy. Przede wszystkim widzę w Kajetanie Kupcu potencjał na bycie liderem tej formacji. Kupiec poprawił technikę jazdy, jest ona płynna. Potrafił wygrać bieg juniorski w Gorzowie z Oskarem Paluchem – a to nie byle co. Wygrał z Taiem Woofindenem w Częstochowie. To nie jest zawodnik, który da Włókniarzowi 10+2 w pięciu biegach, ale swoje dołoży.
Dla dobra zespołu, ale i samego zawodnika Kacper Halkiewicz powinien pozostać w drużynie u24 i tam szlifować swoje umiejętności. Dwa pierwsze spotkania – co prawda wyjazdowe, co trzeba mu oddać – były złe, a Halkiewicz popełniał te same błędy co w końcówce roku poprzedniego. Miewał problemy z zapanowaniem nad motocyklem i stwarzał chaos. Co innego Szymon Ludwiczak. Tu trzeba pochwalić menadżera zespołu za to, że dali Szymonowi zadebiutować dopiero w Częstochowie. To o wiele właściwsze dla tak młodego chłopaka. A widać, że to talent czystej krwi. Ludwiczak jeździ niezwykle jak na swój wiek płynnie (przypomina 16-letniego Drabika lub Miśkowiaka). Nie boi się – gdy trzeba odchodzi od krawężnika. Nie traci głowy. Będzie z niego miał Włókniarz wielką radość.
– Byłem średnio spasowany z torem. Brakowało mi startu, momentu startowego i dojazdu. Trasa była w miarę dobra, ale będziemy pracować dalej i myślę, że na następne mecze będzie to dobrze dopracowane – powiedział nam po ostatnim meczu Szymon Ludwiczak.
Co dalej?
W Ekstralidze teraz przerwa. Może to i dobrze. Rozgrywki ligowe wrócą za półtora tygodnia. Włókniarz pojedzie trzeci z rzędu domowy mecz – tym razem z Apatorem Toruń. Czy trzeba w ogóle mówić, że zwycięstwo jest tu konieczne? Chyba nie. Potem trudny wyjazd do beniaminka z Zielonej Góry i ponownie domowe spotkanie – z GKM-em Grudziądz. W najgorszym razie to może być mecz bezpośredni w walce o utrzymanie.