fot. FEN MMA

Wawrzyniec Bartnik to 28-letni częstochowski fighter znany jako nieprzewidywalny zawodnik, który często potrafi zaskoczyć swoich rywali. Pokazał to chociażby kilka tygodni temu na gali FEN 55 w Ostródzie, gdzie odniósł zwycięstwo nad Vladimirem Bykovem. Wawrzyniec Bartnik znokautował swojego przeciwnika już w pierwszej rundzie, przez co okazał się być pierwszym pogromcą Ukraińca w jego karierze. Aktualny bilans Bartnika dziewięć zwycięstw i cztery porażki. Prywatnie Wawrzyniec jest kibicem Rakowa Częstochowa, a także jest współtwórcą dwóch projektów, o czym więcej będzie można dowiedzieć się w tym materiale. 

Jak rozpoczęła się twoja przygoda ze sztukami walk?

Sporty walki zacząłem trenować w wieku czternastu lat. Mój obecny przyjaciel, trener Paweł, wyciągnął mnie z piłki nożnej w sporty walki. W piłkę nożną grałem sześć lat, a pod koniec tej przygody przez pół roku łączyłem obie te dyscypliny. Sporty walki były jednak o wiele lepszą opcją dla mnie. Jest to sport indywidualny i w walce jestem zdany sam na siebie. To było tym, czego szukałem w życiu.

Kto najmocniej wspierał cię w rozwoju sportowym?

Na etapach juniorskich to był trener Paweł. Jak mnie wprowadził w te treningi to wspierał i trenował mnie. Niejednokrotnie też miałem pomoc od chłopaków z Rakowa, żeby opłacić salę, karnety, czy bardziej podstawowe rzeczy jak rękawice i ochraniacze, bo było z tym ciężko za dzieciaka. Myślę, że to on najbardziej wspierał mnie w tych początkowych latach.

Czego nauczyło cię trenowanie sztuk walki i jaki według ciebie wywierają wpływ na kształtowanie charakteru?

Ja, kiedy byłem młody, nie miałem lekko. Wydaje mi się, że sporty walki całkowicie ukształtowały mój charakter. Od szacunku, dyscypliny, klasy. Naprawdę wywarły na mnie ogromny wpływ. Przez matę można wiele się nauczyć i wyciągnąć niejednego dzieciaka z trudnych środowisk. Właśnie pod tym kątem otworzyłem też swoją fundację.

Czy w twojej rodzinie lub w gronie znajomych był ktoś, kto sprzeciwiał się twojej ścieżce życiowej?

Jeśli mówimy o stanowczym sprzeciwie, to takiego raczej nie było. Rodzina patrzyła na to nie do końca będąc z tego zadowoloną. Nie byli zadowoleni, ale też się nie sprzeciwiali. Teraz, gdy zacząłem odnosić sukcesy, bardziej się w tym odnaleźli.

Wawrzyniec Bartnik

Czy miałeś jakieś dołki? Jak sobie z nimi radziłeś?

Dołki są co chwilę. Jest ich mnóstwo z różnych względów. Internet, Instagram, Facebooki, tam są zdjęcia, gdzie jest wszystko w porządku, tam się nie żali. Te dołki bardzo często się pojawiają tym bardziej, że nie jestem tylko sportowcem, ale też przedsiębiorcą i tworzę duże projekty. Tylko dyscyplina pomaga mi się z nich wydostać. Motywacja jest w porządku, ale ona znika. Raz jest, a raz jej nie ma.

Motywacja raz jest, a raz jej nie ma. W czym ją wtedy próbujesz odnaleźć?

Bardzo późno się zorientowałem, że mogę w tym sporcie osiągnąć coś większego. Na początku dawałem z siebie sto procent, trenowałem, jeździłem do innych miast. Tak to mniej więcej od dziecka miałem zakodowane. A teraz z czego wywodzi się motywacja? Z tego, że chcę pokazać, że jednak się da wyjść z ciężkiego dołku i osiągnąć wiele w tym sporcie. Do tego założyłem fundację i chcę pokazać dzieciakom, jaką przybyłem drogę, że można osiągnąć sukces. Oczywiście sukces życiowy to jest taka motywacja, że chce osiągnąć się niekoniecznie pieniądze, bo wiadomo, zawsze chce się zarobić, ale chcę na tym świecie zostawić coś po sobie i żeby ludzie mówili, że młody to był dobry chłopak.

Opowiedz, jak u ciebie wygląda przygotowanie do walk, zaczynając od etapu poznania swojego rywala?

Kiedyś po prostu brałem walki i nie analizowałem przeciwników i to różnie wychodziło. Teraz jak już wszystko jest fajnie poukładane, to przeciwnik jest od razu analizowany. Przeze mnie, przez menadżera, przez trenera, przez drugiego trenera, przez mojego przyjaciela Krystiana. Wtedy decydujemy, czy bierzemy tę walkę, czy nie. I jak bierzemy, to od razu szukamy jakichś luk, które możemy wykorzystać. Później to już wiadomo, ciężka praca i treningi. Przygotowania rozpoczynają się w Częstochowie, ale w późniejszym czasie muszę jeździć do Poznania. Tam jest ekipa, tam jest trener, który zrobił ze mnie kompletnego zawodnika. Tam głównie przygotuję się pod rywala. Ale też jeżdżę na sparingi do innych miast. Czy to Wrocław, czy Łódź, czy Katowice. Zwiedzam trochę tego świata, żeby sparować się z różnymi zawodnikami i być gotowym na wszystko.

Jak przeprowadzacie tę konkretną analizę przeciwnika? Czy układasz szczegółowy plan na tę walkę? Jak trudno go zrealizować?

Tak. Znamy naszego zawodnika, wiemy czego unikać i co robić, żeby on nie wykorzystał swoich mocnych stron. Trenujemy kluczowe kombinacje. W ostatnich moich trzech wygranych walkach plan realizował się idealnie. Ale to, czy uda się go wnieść w walkę, to nie jest nic pewnego. Walczymy tak, jak pozwoli nam na to przeciwnik. Oczywiście robię wszystko, żeby to był mój film, żeby przeciwnik był tam tylko aktorem. Te akcje, które robi się miesiąc, kilka tygodni przed walką, które przede wszystkim robimy w szatni na rozgrzewce – one najbardziej się utrwalają i wprowadzamy je w walkę. Właśnie ostatnie nokauty, czy walka wcześniej na pełnym dystansie. Jest widoczne, jak te akcje wchodzą i kończą walkę.

Na ostatnią walkę musiałeś wyjść osłabiony przez chorobę. Jak bardzo było to szkodliwe?

Do tej walki przygotowania się komplikowały ze względu na to, jaki duży projekt teraz tworzę. Bardzo mnie to odciągało od walki. Też cztery tygodnie wcześniej mocno zachorowałem. Miałem kilka dni naprawdę wysoką gorączkę, po 40 stopni. Schudłem trzy kilogramy i nie wróciła mi ta waga. Byłem osłabiony. Cały czas miałem problemy z zatokami. Trochę się poprawiało, ale wraz ze zrobieniem wagi do tych 77 kilogramów przed walką, rano to wszystko nawróciło. Gdzie nie czułem się za specjalnie dobrze. Powiem szczerze, że było nawet bardzo źle.

Ale gdzieś mentalna rozgrywka w mojej głowie przez cały dzień, żeby sobie to poukładać, że tak naprawdę to nie ma wpływu na walkę, że to nieważne, czy ja jestem chorym, czy zdrowym. Tutaj to było największe zwycięstwo tego dnia – w mojej głowie, że ja sobie to zdołałem poukładać. Jak jechałem na halę, to ja jechałem z czystą głową, że to nieważne, czy ja mam katar, czy ja kaszlę i czuję się w chorym. Dobrze że ta walka skończyła się w pierwszej rundzie i w takim stylu, bo myślę, że w trzeciej rundzie mogłoby być ciężko. Mógłbym odczuwać już braki kondycyjne, ze względu na chorobę.

Miałeś kiedyś tak, że przed którąś walką się wypaliłeś?

Czy kiedyś wypaliłem się mentalnie? Myślę, że może na etapie tych pierwszych walk, na początku kariery. Właśnie te pierwsze walki wyglądały tak, że ja po prostu szedłem i się biłem. Nie kalkulowałem. Było to trochę dziwne, ale i tak zrobiłem sześć zwycięstw z rzędu i do tej pory się zastanawiałem, jak. Ale wtedy po prostu za dużo nie rozmyślałem i szedłem. A w momencie, gdy przed walką na Brave’ie, duża organizacja światowa, tam za dużo rozmyślałem i tam nie podszedłem do walki tak, jak powinienem. Wyszedłem bez planu. Co prawda też chory i z gorączką, ale to już nieważne. Po prostu tam nie miałem poukładane w głowie, co i jak robić. I myślę, że tam poniosłem najwyższą porażkę mentalną. Przed, jak i trochę po walce.

Jak opiszesz swoje emocje bezpośrednio po nokaucie? Przykład ostatniej walki. Jest moment, kiedy wygrywasz tą walkę i poziom endorfin buzuje. Jak porównasz to z emocjami, które  towarzyszą Ci na następny dzień?

Miałem te emocje zaraz po zwycięstwie. Jak wygrywam, ja mam w sobie takie emocje, że ja tego nie kontroluję. Te wszystkie zdjęcia, później oglądam jaką mam minę. Tak mówię do siebie; Boże, co to za psychol, jaką minę on robi. Te pierwsze sekundy są niesamowite. To jest po prostu taka radość. Jak widzisz, jak ten przeciwnik leci na twarz i jest nieprzytomny. To jest nie do opisania. Wydaje mi się, że jest to przez to, że posiadam jakąś tą wrodzona agresję w walce, którą muszę kontrolować, żeby to wszystko miało w ogóle ręce i nogi. Później, gdy ja zwyciężam, to muszę chyba uwolnić. Dlatego to jest taki ryk i wyraz twarzy. A na następny dzień po walce, to już się wstaje i jest się szczęśliwym, gdy widzi się ten puchar. Naprawdę to są świetne emocje. Człowiek jest spełniony przede wszystkim. Czuję takie poczucie, że zrobiłem kawał dobrej roboty. Aczkolwiek ja też jestem taki, że zawsze myślę, że coś mogłem zrobić lepiej. Czasem bywa tak, że te błędy, nawet takie małe, które popełniłem, przyćmiewają radość ze zwycięstwa. Ale to też mnie napędza, żeby jeszcze więcej pracować i dążyć do perfekcji.

Co twoim zdaniem z warsztatu Fightera wyróżnia Ciebie najbardziej? Gdzie czujesz się najlepiej?

W tym momencie czuję się bardzo dobrze psychicznie. Potrafię sobie to wszystko ułożyć. Wychodzę do walki z planem i walczę. Nawet jak coś nie wychodzi w pierwszej rundzie, to wiem, że mam trzy rundy i mam piętnaście minut na zrobienie roboty. Najlepiej czuję się stójkowo, zawsze trenowałem stójkę. Choć teraz zrobiłem się też kompletnym zawodnikiem, to wiem, że tą stójkę posiadam na wysokim poziomie. Jak to wszyscy mówią, z kim się nie sparuję, to jestem bardzo niebezpieczny. Robimy tak, jak ostatnia walka pokazała, że pierwsze trzy minuty to takie szachowanie. Kolejne dziesięć sekund, parę ciosów i gość leży przy tobie nieprzytomny. Myślę, że w pewnym momencie mogę tak odpalić, że idą te ciosy czyste i bardzo mocno, prosto w cel.

Która walka najbardziej zapadła Ci w pamięci?

Mój debiut utkwił mi w pamięci. Bez doświadczenia w MMA poszedłem po bardzo mocnego rywala, który jeździł po świecie, na Mistrzostwa Europy. Naprawdę zrobiliśmy tak świetny bój. Trzy rundy ja leżałem na deskach, złamałem rękę, mój przeciwnik też już był prawie znokautowany. W trzeciej rundzie zabrakło mi doświadczenia i wiedzy. Obalił mnie, przytrzymał i wygrał. Natomiast naprawdę to była świetna walka. Jeszcze jedna, która zapadła mi w pamięci to wcześniej wspomniana porażka na Brave’ie z Axelem Solą, gdzie rozpykał mnie. Wszystkie walki, które przegrywałem, zawsze były naprawdę po świetnej rywalizacji. Tutaj podszedł do mnie po profesorsku. Wiem, że mogłem pokazać się lepiej.

Kto jest twoim wzorem jeśli chodzi o sztuki walki?

Nie mam żadnego wzoru. Nigdy się nie lubowałem w jakichś zawodnikach. Ale na przykład jak patrzę na Dustina Poiriera, bardzo podoba mi się to, jakie ma rozgrywki bokserskie, jak pracuje gardą, to jest po prostu świetny zawodnik.

Jakie są twoje cele na najbliższą przyszłość?

Chcę dokończyć projekt, który zacząłem. Bardzo duży projekt klubu-fundacji, przy którym jest mnóstwo pracy. Przez to trochę mnie to blokuje w planach fighterskich, ale staram się to jakoś połączyć. Tak wyszło, że sobie to „zwaliłem” na głowę. Po prostu lubię tworzyć, tworzę coś wielkiego. Nie jest łatwo, ale dam radę i wierzę, że wszystko może się ułożyć po myśli. A jeżeli chodzi o MMA, to walka o pas, którego jestem blisko. Już są rozmowy na temat tego kiedy i gdzie.

Twoim zdaniem fighterem trzeba się urodzić, czy pewne cechy zostają przyswojone podczas dorastania w środowisku, w jakim się obracasz?

Trzeba się urodzić, aby coś było w tobie tego sportu. Jak ktoś nie potrafi, to nie zrobisz z niego zawodnika. Ale wiadomo, że większy procent jest z dzieciństwa, to jak i gdzie jesteś wychowywany i kształtowanie charakteru w tym wieku. Trzeba mieć charakter. Jeżeli go nie masz, to się nie odnajdziesz. Wchodzisz do klatki, chcesz zrobić komuś krzywdę, on też chce zrobić tobie krzywdę. Odzywają się pierwotne instynkty przetrwania. Coś w sobie trzeba mieć.

W trakcie twojej kariery zdarzyły się jakieś incydenty związane z animozjami kibicowskimi?

Nic poważniejszego, ale było kilka sytuacji, kiedy pojechałem na trening do innego miasta. Ale nic większego. Na galach też jest spokojnie.

Co sądzisz o organizacji FEN, w której masz okazję występować?

Biła się o podium z KSW, ale bardzo ciężko jest ich dogonić. Fajnie, że jest telewizja, bo teraz są mocne walki. Borowicz matchmaker, który został prezesem tej organizacji, robi tam największą robotę. Myślę, że to się fajnie potoczy i będą coraz mocniejsi.

Czy masz jakieś inne pasje, które rozwijasz?

Lubię spełniać się biznesowo, lubię tworzyć nowe projekty. To mnie też napędza. Uwielbiam także chodzić po górach. Tam mogę uwolnić się od wszystkich myśli, problemów, stresu. Jestem tam tylko ja i góry. Kocham ten rodzaj resetu.

Co byś powiedział sobie sprzed 10 lat?

Żebym niezależnie od sytuacji, od poczucia humoru, cały czas szedł do przodu i nie zwracał uwagi na to, co mówią ludzie. Bo co byś nie robił, i tak będzie źle. Powiedziałbym też, żeby wierzyć w siebie. Dziesięć lat temu nie wierzyłem w siebie. Wierzę w siebie od kilku lat. Jeżeli już od dziecka w siebie wierzysz, mówisz kim chcesz być i co chcesz osiągnąć, to myślę, że na pewno to się stanie.

Gdzie widzisz siebie za 10 lat?

Będę miał już prawie 40 lat. Widzę siebie jako spełnionego zawodnika. Mam swoje sukcesy. Widzę się z rodziną, z żoną, z dziećmi i to jest też ważne, aby wychowywać swoich potomków.

Jako kibic Rakowa, czy wierzysz, że uda się odzyskać mistrzostwo?

Wierzyć to zawsze się wierzy. Jak będzie w rzeczywistości? Wrócił trener Marek, zobaczymy jak będzie. Mówi się, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi, ale może uda się coś wycisnąć z zawodników. Myślę, że mamy szansę jak najbardziej. Patrząc na to, co wyrabiało się w tym poprzednim sezonie, to chyba nikt nie chciał zdobyć mistrza. Trzeba ciężko pracować. Najważniejszą kwestią jest wejście do mózgu piłkarzy, poprawić ich mental. Bo są, można tak powiedzieć, rozwydrzeni przez pieniądze. Zanikają im te ambicje i bardzo często odpuszczają, a po prostu trzeba iść do przodu, walczyć i wierzyć.

Pozostałe działalności

Wawrzyniec Bartnik to nie tylko zawodnik MMA, ale także przedsiębiorca. Bartnik prowadzi dwa duże projekty. Pierwszy z nich to Fundacja AlfaSport, która wspiera rozwój sportowy dzieci i młodzieży. Drugi projekt to profesjonalny klub sportowy w Częstochowie, który w głównej mierze będzie skupiał się na szkoleniu sportów walki, natomiast jak sam Bartnik wspominał w naszym materiale, nowopowstały TOP Team Częstochowa będzie chciał także umożliwić treningi motoryczne na najwyższym poziomie także dla sportowców uprawiających inne dyscypliny. Więcej o nowym klubie sportowym na mapie Częstochowy można przeczytać w poniższym materiale.

TOP Team stworzy monopol na sporty walki w Częstochowie? “Zrobimy z tego klubu jeden z czołowych klubów w Polsce.”