fot. Augusto Bizzi

Szymon Wojciechowski – człowiek wielu talentów z wielkimi ambicjami. 17-letni szpadzista pochodzący z Radomska reprezentuje barwy WLKS Kmicic Częstochowa. Współpracuje oraz na co dzień trenuje w centrum szermierki w Łodzi, założonym przez Rubena Limardo -wenezuelskiego mistrza olimpijskiego z Londynu – a jego trenerem jest Benry Martinez. Szymon pierwsze szermiercze kroki stawiał na sali gimnastycznej Zespołu Szkół Drzewnych i Ochrony Środowiska w Radomsku, skąd po kilku latach „wylądował” na największych światowych planszach szermierczych, gdzie w kategorii kadeta zdobywał między innymi wicemistrzostwo Europy w Taliinie. Wojciechowski brał udział m.in. w zawodach w Udine, Nowym Sadzie, Neapolu… a także w ogólnoświatowych zawodach takich jak Mistrzostwa Świata w Dubaju. Młody, utalentowany szpadzista jeszcze na etapie juniorskim stawia swoje pierwsze kroki w potyczkach z seniorami. W niedawnych Mistrzostwach Polski seniorów, na ponad stu biorących udział w zawodach szpadzistów, zajął 5. miejsce, pokazując tym samym swój niebagatelny potencjał. W ostatnich dniach wystąpił na Mistrzostwach Świata kadetów oraz juniorów w Riyadh w Arabii Saudyjskiej. Postanowiliśmy porozmawiać z naszym utalentowanym szpadzistą.

Jak rozpoczęła się twoja przygoda z szermierką?

Moja przygoda z szermierką rozpoczęła się w ten sposób, że kiedy miałem pięć lat, mój tata bardzo naciskał na to, żebym trenował szermierkę. Kiedyś babcia proponowała mojemu tacie, aby zapisał się na szermierkę, wtedy bardzo tego nie chciał, ale potem żałował tej decyzji. Poszedłem na dwa treningi w Częstochowie. Jako małe dziecko nie ciągnęło mnie do tak mało oczywistego sportu. Później jednak została utworzona sekcja w mojej rodzinnej miejscowości, w Radomsku. Poniekąd było to z inicjatywy mojego taty, lecz głównie paru innych osób, które interesowały się szermierką. Sekcję otworzył trener z Częstochowy, który kilkadziesiąt lat temu został wicemistrzem świata juniorów. Funkcjonowała przez siedem lat i myślę, że w takim szczytowym momencie trenowało tutaj w Radomsku nawet 50 osób. Jednak w pewnym momencie sekcja zaczęła się sypać oraz spadło zaangażowanie trenera. Również te osoby, które chciały wiązać z tym sportem swoją przyszłość, potrzebowały czegoś więcej.

Gdzie trafiłeś po pierwszym etapu rozwoju w Radomsku?

Trafiłem do częstochowskiego klubu WLKS Kmicic Częstochowa. Podjąłem decyzję, że w Radomsku nie jestem już w stanie bardziej się rozwinąć, a gdy miałem 13 lat to bardzo polubiłem ten sport. Wtedy nie wiązałem z nim przyszłości, ale była to moja pasja i poświęcałem szermierce tyle czasu, że nie chciałem, aby nagle to wszystko zniknęło. Czułem, że mam do tego predyspozycje i nie chciałem tego zmarnować. W Częstochowie na początku trener mało poświęcał mi uwagi, a w Łodzi trenerami są Wenezuelczycy, gdzie jest centrum szermierki założone przez Wenezuleczyka, mistrza olimpijskiego z Londynu Rubena Limardo. Mieszka w Polsce, ponieważ jego wujek, który studiował w Moskwie, poślubił Polkę i założył centrum szermiercze w Łodzi. Jeden z moich trenerów, z którym współpracuję to właśnie Wenezuelczyk, Benry Martinez.

Kto najbardziej wspierał Cię w twoim rozwoju?

Zdecydowanie był to mój tata. Poświęcił kupę czasu. Jeździł ze mną na treningi, czy to do Łodzi, czy do Częstochowy. W Radomsku, jak zaczynałem, też o to zabiegał. Wiadomo, że w małej miejscowości ciężko jest się wybić, bowiem jak każdy sport olimpijski niby niszowy, ale konkurencja jest duża. Przebicie się z najmłodszych kategorii do kadetów jest bardzo trudne. W U17 zaczynają się bardziej poważne wyzwania w stylu kadra narodowa, Mistrzostwa Europy, Mistrzostwa Świata. Trzeba na to poświęcić bardzo dużo czasu, żeby były oczekiwane efekty.

Jakie są twoje sposoby na motywację? Jak bardzo ważny jest mental w szermierce?

Mental jest zdecydowanie kluczowy, bo jest to sport, który niektórzy nazywają fizycznymi szachami. Cały czas trzeba z dużą dokładnością śledzić każdy ruch przeciwnika. Każdą swoją akcję trzeba przygotować z wysoką precyzją przy odpowiednio dobranym tempie. Nie można się spieszyć; ważna jest cierpliwość, co jest moim mankamentem, bo ja jestem typem osoby, która w ogóle nie jest cierpliwa. Mentalność i nastawienie do przeciwnika są bardzo ważne. Z kolei nadmierna pewność siebie powoduje, że lekceważymy przeciwnika i wtedy popełniamy błędy, za szybko bagatelizujemy jego umiejętności. Bardzo istotne jest więc przygotowanie mentalne, dlatego współpracuje z psychologiem sportowym.

Stresowałeś się kiedyś przed jakąś walką, a jeśli tak, to jak to potem wpłynęło na twoją efektywność?

Miałem taką sytuację na ostatnich mistrzostwach Europy w Neapolu, w lutym. Czułem, że jestem dobrze przygotowany do tych zawodów. Do tego włoski klimat tworzył świetną atmosferę, lecz bardzo stresowałem się tymi zawodami. Nie wiem za bardzo dlaczego. Miałem tak duży stres, że nie mogłem przez niego normalnie oddychać, brakowało mi tchu. Może dlatego, że na poprzednich zawodach, pucharach świata w tym roku bardzo dobrze mi szło. W Udine rywalizując z o dwa lata starszymi przeciwnikami doszedłem do ćwierćfinału, w Bazylei w Szwajcarii byłem w pierwszej szesnastce, więc to były wyniki napawające dużym optymizmem, biorąc pod uwagę fakt, że jest to mój pierwszy rok w kategorii juniora. Natomiast w Neapolu popełniłem błąd, zwyczajnie się wypaliłem. Ale już teraz wiem, jak tego błędu nie popełnić i na zbliżające się mistrzostwa w Arabii Saudyjskiej będę w stu procentach gotowy.

Na co zwraca się szczególną uwagę w treningu szpadzisty? Jak ważne są aspekty przygotowania fizycznego w porównaniu do umiejętności stricte technicznych?

Przygotowanie fizyczne w szermierce też jest bardzo istotne. W tym sporcie liczy się koordynacja, dynamika, szybkość oraz wytrzymałość. Jedna walka potrafi trwać dziewięć minut, a tych walk pucharowych w trakcie dnia możesz stoczyć sześć lub siedem. Jest to z pewnością ogromny wysiłek. Walka trwa dziewięć minut, po każdej tercji masz minutę przerwy i ta minuta jest czasem takim niezbędnikiem, bo jest ciężko. Można to porównać do boksu. Jak się patrzy z boku to wydaje się, że dwóch fighterów się bije ze sobą, chodzą w miejscu, a potem schodzą cali upoceni. Można powiedzieć, że w szermierce jest analogiczna sytuacja jak w boksie. Niemniej wydaje mi się, że przygotowanie techniczne jest bardziej istotne niż motoryczne, ale mimo tego bez jednego nie będzie drugiego. Jeśli nie jesteś dobrze przygotowany motorycznie to nawet najlepsza na świecie technika ci nic nie da.

Jak od podstaw wygląda przygotowanie do jakiegoś konkretnego turnieju?

Istotny jest obóz kadry, który przeważnie odbywa się w Spale. Takie obozy trwają mniej więcej cztery lub pięć dni, lekko zahaczają o tydzień. Przygotowujemy się na zgrupowaniu kadry, a potem udoskonalam swoje umiejętności z trenerem. Nie ma już wprowadzania jakichś nowostek, tylko bardziej ćwiczę te umiejętności, które już posiadam i mogę wykorzystać w danym momencie, w danym turnieju. Można to nazywać udoskonalaniem tego, co potrafię. Okres czysto przed zawodami nie jest odpowiednim momentem na wprowadzanie czegoś nowego.

Masz w swoim spektrum jakieś ulubione techniki lub kombinacje ruchów?

Zdecydowanie bardzo lubię natarcie na stopę, ponieważ jestem typem ofensywnego zawodnika. Jestem bardzo szybki oraz lubię atakować. Stopa, rzut, czyli takie zdecydowane natarcie przez wyjście ręki oraz pociągnięcie nogi zakrocznej przez przednią nogę. Jest to działanie końcowe, które wymaga dłuższego przygotowania akcji. Jest to działanie najbardziej dynamiczne w szermierce i wygląda jak taki bieg.

Jak ważne znaczenie ma sprzęt w szermierce oraz jak często wymieniasz szpady?

Sprzęt szermierczy nie posiada jakiejś daty ważności. Mamy plastron, który wkładamy pod bluzę. Są też spodnie, które również muszą być atestowane. Do tego skarpety, buty. Do bluzy wkładamy kabel, który jest podpinany do elektroniki oraz kabel wpinamy do szpady od przodu. Jeszcze mam rękawice, maskę i szpadę. Kabel wpinamy z jednej strony do szpady, a z drugiej do uziemienia elektrycznego, które rejestruje trafienie. Sprzęt zmieniamy dopiero wtedy, gdy szpada się złamie. Ja osobiście dużo łamię tych szpad właśnie dlatego, że jestem zawodnikiem, który bazuje na natarciu i podejmuję dużo działań z własnej inicjatywy i dlatego czasem mój sprzęt jest bardziej obciążany, niż innych zawodników. Ale nie ma też takiego czegoś, że po jednych zawodach szpada jest nie do użytku. Dopóki spełnia wymogi przepisowe oraz się nie złamie to można z niej cały czas korzystać.

Jak podsumowałbyś swój występ na Mistrzostwach Świata w Riyadh?

W Riyadh zadebiutowałem w Mistrzostwach Świata do lat 20. W gronie 215 szpadzistów zająłem 46. miejsce i myślę, że ten wynik mógł być zdecydowanie lepszy, bo o czołową 32 przegrałem 15:13 z Włochem, Fabio Mastromarino, który jest bardzo utytułowanym zawodnikiem, starszym ode mnie. Natomiast praktycznie całą walkę ja prowadziłem nawet 8:4, 12:10, dlatego pozostaje ogromny niedosyt, bo zabrakło mi konsekwencji w moich działaniach. Drużynowo przegraliśmy z drużyną USA po błędzie taktycznym, przez który w pewnym momencie mecz nam się zwyczajnie rozjechał i zajęliśmy 12 miejsce.

Jako junior masz już na swoim koncie wiele sukcesów oraz zwiedziłeś trochę Europy i świata. Czy kilka lat temu uwierzyłbyś w taki przebieg swojej dotychczasowej kariery?

Gdy pierwszy raz to poczułem, na pewno nie uwierzyłbym z czym to może się wiązać za parę lat. Będąc mniej więcej w wieku dwunastu lat pojechałem na obóz z jednym z warszawskich klubów. Tam był taki chłopak, który się nazywa Janek Socha. On w tamtym sezonie był w najlepszej ósemce Mistrzostw Europy kadetów w Soczi. Dla mnie to było takie “WOW”! No to jest U17… no to ja mogę za parę lat być taki sam jak on! No i to mi się udało. Rok temu w Tallinie zostałem wicemistrzem Europy do lat 17.

Czy na wszystkie mistrzostwa jeździłeś z jakimś założeniem, że musisz osiągnąć pewne minimum?

Na moje pierwsze Mistrzostwa Europy w 2022 roku w Nowym Sadzie (Serbia) i do Dubaju na Mistrzostwa Świata raczej jechałem bez założeń. Nie czułem się na tyle na siłach oraz wiedziałem, że potrzebuję czasu i doświadczenia, żeby zacząć zdobywać jakieś wyniki. Wiedziałem, że rok 2022 oraz rok 2023 mogą mieć kluczowe znaczenie dla mojego rozwoju. W tych latach byłem ostatnim rocznikiem kadeta. Na następne zawody zawsze te cele wynikowe wkradały się, a nie powinny, ponieważ psują pewien spokój ducha. Zawsze jakieś oczekiwania są, ale postaram się z tym skończyć i nie wyznaczać sobie celów wynikowych, bo to nie wpływa na mnie dobrze.

Które z dotychczasowych zawodów wspominasz najlepiej?

Na pewno Mistrzostwa Europy w Tallinie. Tam osiągnąłem swój życiowy sukces – wicemistrzostwo Europy U17. Początek tego turnieju dla mnie był bardzo trudny. W grupie, w której jest siedmiu zawodników, każdy walczy z każdym. Przegrałem trzy walki, a trzy wygrałem – miałem bilans 3:3. Po fazie grupowej byłem mniej więcej na 52. miejscu. Bardzo się zestresowałem, w grupach nie poszło mi, ale stwierdziłem, że trudno, trzeba robić swoje. W kolejnej fazie wygrałem najpierw z takim Włochem o czołową 32. Kolejne moje walki były już bardzo pozytywne. Wtedy powiedziałbym, że moje najlepsze w życiu, ale teraz już nie, bo jednak już trochę czasu minęło. Bardzo dobrze też wspominam wygrany Puchar Europy kadetów w Lipsku w grudniu 2022. Stoczyłem tam świetne walki. O ile się nie mylę to wtedy od 15 lat żaden Polak nie wygrał Pucharu Europy kadetów w szpadzie. Z tego sezonu z pewnością dobrze wspominam puchar świata w Udine U20, gdzie zająłem siódme miejsce. To też jest dla mnie taki dowód, że przejście z kategorii kadeta do juniora było dla mnie w miarę bezbolesne i że jestem w stanie dalej osiągać sukcesy w wyższej kategorii na wyższym poziomie.

Za dwa lata skończysz etap juniora. Jaki masz plan na ten okres? Czy nie obawiasz się przejścia z juniorów do seniorów?

Oczywiście, że tak. Przejście z kategorii juniorskiej do seniorskiej jest najcięższym momentem w karierze każdego sportowca. Poziom rośnie, a konkurencja na całym świecie w seniorach jest bardzo wysoka. Jest cała masa dobrych Francuzów, Włochów, Węgrów. Także Azja jest bardzo silna, Korea, Japonia, Chiny. Jest bardzo dużo nacji, które prezentują wielki poziom. Natomiast w juniorach to jeszcze jest tak, że czasem masz trochę szczęścia, jesteś bardziej sprytny niż twoi przeciwnicy. To wszystko wygląda całkiem inaczej w obu tych kategoriach. Kategoria seniora wymaga najwyższych umiejętności technicznych, fizycznych i mentalnych. Jeszcze nie myślałem, jak się do tego przygotuje, mam jeszcze trochę czasu.

Jakie są twoje indywidualne cele na najbliższą oraz na dalszą przyszłość?

Nie wyznaczam sobie celów wynikowych, natomiast na przyszły sezon bardzo fajnie byłoby być w ścisłej czołówce ogólnoświatowego rankingu FIE. Myślę, że mnie na to stać.

Gdybyś miał wymienić po jednej umiejętności, którą się nauczyłeś od każdego ze swoich dotychczasowych trenerów, to jakie to umiejętności by były?

Mój pierwszy trener odkrył we mnie, że potrafię robić bardzo dobre natarcie. Nauczył mnie rzutu i wypadu. Od trenera z Częstochowy nauczyłem się zdecydowanego, bezkompromisowego działania, takiego braku strachu przed przeciwnikiem. A mój obecny trener Benry Martinez uczy mnie całościowo. Jest świetnym taktykiem, technikiem i rozumie ten sport jak nikt inny.

Czy masz jakiegoś szpadzistę, na którym się wzorujesz? Możesz podać jednego z Polski i jednego z zagranicy.

Z zagranicy to na pewno Ruben Limardo, z którym trenuję, mistrz olimpijski z Londynu. Też jest leworęczny, podobnie jak ja. Jest świetnym szpadzistą. Mogę również wymienić Francuza, Yannicka Borel’a. Jest najbardziej utytułowanym szpadzistą z obecnych czasów. Jedyne czego mu tak naprawdę brakuje to indywidualnego medalu olimpijskiego. Jest wielokrotnym medalistą Mistrzostw Europy i Mistrzostw Świata. Zobaczymy w Paryżu, czy zostanie najlepszym szpadzistą ostatniego dwudziestolecia.

Jak szczególne znaczenie ma fakt, że jesteś leworęczny?

Na pewno jest to niekomfortowe dla rywala, który cały czas walczy z przeciwnikami praworęcznymi, żeby wpiąć się na leworęcznego. To są zupełnie inne płaszczyzny działań, co może być dla moich rywali problematyczne. Zawodnik leworęczny ma zupełnie inne spektrum, robi coś zupełnie innego, niż praworęczny.

Jak twoim zdaniem można byłoby zwiększyć zainteresowanie szermierką?

W ostatnich latach polska szermierka podupadła jeśli chodzi o osiągnięcia na arenie międzynarodowej. Myślę, że takim momentem przełomowym mógłby być medal olimpijski na nadchodzących igrzyskach. Wtedy oczywiście wzrasta zainteresowanie dyscypliną, jest to jakiś punkt zaczepny, aby wypromować ten sport. Ostatni polski medal był w 2008 roku w Pekinie – wicemistrzostwo olimpijskie w szpadzie drużynowej. Bardzo dużo czasu od tamtego momentu upłynęło i myślę, że dlatego też zainteresowanie tym sportem jest nieco mniejsze. Szermierka jest trudna w odbiorze dla osoby trzeciej, ponieważ dużo dzieje się w krótkim czasie. Jest sporo mikroruchów, także zasady są skomplikowane. Dla przykładu karate jest też trudnym sportem w odbiorze, więc ten czynnik z pewnością wpływa na popularność.

Lubisz oglądać rywalizacje innych szpadzistów?

Uwielbiam oglądać puchary świata seniorów. Zawsze, gdy są takie zawody, to spędzam całe dnie na ich oglądaniu. Analizuję, wyciągam wnioski dla siebie z tego, co mogę poprawić. Niedługo sam będę mógł startować w Pucharze Świata seniorów. Myślę, że to będzie dla mnie taki duży przeskok i wejście w coś innego. Na razie to będzie dla mnie sprawdzenie, jako ten młody zawodnik, który ma się w przyszłości przebijać.

Jak ważny jest dla ciebie klub Kmicic Częstochowa? Jaką rolę odegrał w twojej dotychczasowej karierze?

Z pewnością odegrał bardzo ważną rolę, aczkolwiek dużo większą rolę odegrała ekipa trenerska z Wenezueli. To właśnie oni mnie teraz w głównej mierze prowadzą. W Kmicicu Częstochowa zdobyliśmy w zeszłym roku z kolegami drużynowe Mistrzostwo Polski juniorów, które jest chyba największym sukcesem częstochowskiej szermierki od około 40 lat, Mamy też na koncie parę innych sukcesów, które na pewno nie byłyby wykonalne bez trenera Andrzeja Zaguły, który w głównej mierze zajmuje się sekcją szermierczą w Częstochowie. Oczywiście jest tam wielu innych ojców sukcesu, ale to trener Zaguła jest pomnikową postacią Kmicica.

Czego brakuje Kmicicowi, aby zbliżył się do poziomu topowych ośrodków szermierczych w Polsce?

Na pewno Kmicicowi nie jest blisko do tego, aby był topowym ośrodkiem w Polsce. Największe sukcesy mają kluby uniwersyteckie, które mają większe dofinansowania, mają tradycje, mają wielu ludzi, którzy się tym zajmują. Młodzi szpadziści nie zostają raczej w Częstochowie, dlatego sekcja szermiercza w tym mieście jest uboga.

Jakie są twoje pasje poza szermierką?

Bardzo lubię grać w siatkówkę. Czytam książki, interesuję się geografią. Mam taki umysł matematyczny, jestem niezłym matematykiem. Słucham muzyki, rapu. Interesuję się skokami narciarskimi. Czytam czasopisma polityczne.

Co zrobiłbyś, gdybyś odniósł kontuzję, która wykluczyłaby cię z uprawiania sportu?

Moi rodzice zawsze stawiali na naukę przede wszystkim. Zawsze powtarzali, że nauka jest najważniejsza. Myślę, że musiałbym porzucić ten sport i przygotowywałbym się do matury. Nie mówię też, że nie będę tego robił, bo matura jest dla mnie bardzo istotna. Planuję wyjechać na studia do stanów, bo sport daje możliwość otrzymania stypendium i studiowania na topowych uczelniach na świecie i trenowania w tym samym momencie. Gdybym nie mógł spełniać się dalej w tym sporcie, to pewnie wyjazd do Warszawy i studia.

Co powiedziałbyś sobie sprzed dziesięciu lat?

Słuchaj się rodziców!

Gdzie widzisz siebie za dziesięć lat?

Z medalem olimpijskim na szyi!