Mecz w środku tygodnia… Dawno czegoś takiego kibice Rakowa nie przeżywali i chyba każdy zgodnie przyzna, że wszystkim nam tego brakowało. Puchar Polski powrócił, a w pierwszej rundzie Raków udał się do Legnicy, by zmierzyć się z Miedzią. Niestety po tym meczu można wydłubać sobie oczy. Bez ogródek – to była tragedia. Tragedia zakończona wstydem. Tak, odpaść z pierwszoligowcem w takim stylu, to wstyd.
Po kapitalnym meczu z Zagłębiem Lubin, nastroje w Częstochowie były bardzo dobre. W końcu Raków wrócił na zwycięską ścieżkę i zanotował bardzo cenne zwycięstwo w Warszawie, a później u siebie z wspomnianym wyżej Zagłębiem. Na świętowanie nie było jednak zbyt wiele czasu, bo już w środę na Medalików czekała Miedź Legnica, która bardzo dobrze radzi sobie w rozgrywkach pierwszej ligi. Różnica lig nie spowodowała jednak, że Marek Papszun drastycznie zmienił skład. Co prawda szansę dostał wyciągnięty z szafy Barath, do pierwszej jedenastki powrócił Amorim, Rundić i Makuch, ale to były jedyne zmiany, które można było określić mianem ,,kosmetycznych”.
Raków zaczął bardzo mocno. Już w pierwszych pięciu minutach przed znakomitą szansą stanął Ameyaw, ale pomylił się o kilka centymetrów. Później swoją szansę miał Amorim, ale Brazylijczyk nie zanotował swojego debiutanckiego trafienia. Do strzału doszedł także Makuch i trzeba przyznać, że zachował się kapitalnie – bardzo ładnie złożył się do strzału i uderzył z główki. Piłka wylądowała jednak na poprzeczce i dalej było 0:0. W pierwszej połowie Raków ewidentnie nie mógł się wstrzelić. A Miedź? Miedź miała swoją okazję, sprzed pola karnego uderzał Podgórski i gdyby przycelował troszkę lepiej, to nic do powiedzenia nie miałby Trelowski. Jeśli chodzi o indywidualne przebłyski to było ich bardzo bardzo mało. Słabiutki był Amorim – na początku coś szarpał, ale potem kompletnie przygasł i jeśli miał piłkę, to przeważnie ją tracił. Nic więcej w pierwszej części gry się nie wydarzyło. Miedź grała ostrożnie, a Raków rozgrywał piłkę, ale nic z tego nie wynikało.
Druga połowa była fatalna. Ani jedna, ani druga drużyna praktycznie nie miała sytuacji. Jedyne co zapamiętaliśmy to zmarnowane dwie dobre sytuacje Amorima i główka Jesusa Diaza w ostatniej minucie spotkania, po której piłka wylądowała na słupku. Nie ma nawet co o tej połowie napisać. Straszna bryndza. Najjaśniejszy punkt to Otieno, który chyba zanotował jakiś wzrost formy. Bardzo dużo razy w fenomenalny sposób dośrodkował piłkę, ale co najmniej trzykrotnie został okradziony z asysty. Papszun w przerwie zmienił kontuzjowanego Makucha, a za niego na pozycji nr. 9 zagrał… Jean Carlos. Łagodnie mówiąc, nie był to chyba dobry pomysł. Nie było żadnej gry, zero składnych akcji. Czas leciał, Raków próbował strzelić gola, a Miedź odgryzała się kontrami. Po jednej z nich bardzo blisko gola był Bogacz (gwiazda 1 ligi, Raków chciał pobić rekord transferowy i ściągnąć go do klubu), ale ostatecznie nie doszedł do piłki. Najbliżej gola był Diaz, ale po jego strzale piłka otarła się o słupek i opuściła plac gry, a sam piłkarz zszedł z kontuzją. Na boisko wszedł jeszcze Walczak, ale arbiter zakończył drugą połowę i trzeba było grać dogrywkę…
A pierwsza połowa dogrywki była… jeszcze gorsza niż druga połowa tego meczu. No po prostu nie było żadnej sytuacji. Ani jednej. Szkoda gadać. A druga połowa dogrywki była… chciałoby się napisać, że jeszcze gorsza niż pierwsza, ale tak nie mogło być, bo fizycznie nie jest możliwe, żeby jakakolwiek połowa była od niej gorsza. Druga połowa dogrywki była tak samo beznadziejna jak pierwsza. Kompletnie nic się nie działo. A potem były rzuty karne….
- Do pierwszego karnego podszedł Svarnas i dosłownie wywalił piłkę. Podszedł i wywalił. Zawodnik Miedzi odpowiedział bramką, co prawda po rękach Trelowskiego, ale co z tego.
- Drugi karny i drugi obrońca Rakowa – Rundić. On jednak jedenastkę wykorzystał bardzo pewnie, zmylił Abramowicza i strzałem w lewy róg wyrównał wynik. Niestety przeciwnicy również karnego wykorzystali, zresztą w bardzo podobny sposób co Serb.
- Przyszła kolej na Kochergina, a ten strzelił w boczną siatkę – nie do obrony. I tutaj swoją cegiełkę dołożył Trelowski, bo w bardzo ładny sposób odbił piłkę po strzale Floriana Hartherza i stan karnych się wyrównał.
- Remisu w jedenastkach długo nie było bo Jean Carlos nie trafił, a Miedź tak. Przyszła kolej na ostatnią serię.
- Na ochotnika poszedł Berggren i bardzo pewnie go wykorzystał. Decydujący karny należał do Krzysztofa Drzazgi, a ten go pewnie wykorzystał i Raków odpadł z Pucharu Polski.
Raków bezjajeczny, bezzębny, fatalny, powolny. Coś strasznego. Nasze zdenerwowanie jest tak ogromne, że nie wiemy nawet co napisać. Kompletnie nikt się tego nie spodziewał. Nie wypada tak grać z pierwszoligowcem. Obojętnie kto by nim nie był. Kompromitacja i nic więcej. No cóż… teraz można skupić się na lidze.
Miedź Legnica – Raków Częstochowa 0:0 (0:0) rzuty karne: 4:3
Miedź Legnica: Abramowicz – Hartherz, Grudziński, Kovacević, Kostka – Drygas (Kaczmarski), Chuca (Letniowski), Antonik (Drzazga), Mioc, Podgórski – Bogacz (Mansfeld)
Raków Częstochowa: Trelowski – Rundić, Svarnas, Mosór (Berggren) – Otieno, Kochergin, Barath, Tudor – Amorim (Diaz) (Walczak), Ameyaw, Makuch (Jean Carlos)
Żółte kartki: Antonik, Podgórski, Kostka – Barath, Mosór, Diaz
Rzuty karne: 0:0 Svarnas, 1:0 Mioc, 1:1 Rundić, 2:1 Mansfeld, 2:2 Kochergin, 2:2 Hartherz, 2:2 Jean Carlos, 3:2 Bida, 3:3 Berggren, 4:3 Drzazga