Już dziś Michał Probierz, w swoim siedemnastym meczu w roli selekcjonera reprezentacji Polski, poprowadzi biało-czerwonych przeciwko Szkotom na PGE Narodowym. Wynik zadecyduje o naszej przyszłości w Lidze Narodów. Wydawać by się mogło, że po ponad roku pracy Probierza na tym stanowisku my, jako kibice drużyny narodowej, będziemy mieli choćby zarys tego, jak podejdziemy do tego spotkania. Nic z tych rzeczy. Zgrupowania mijają, miesiące uciekają, a my wciąż tkwimy w ciągłej niewiedzy.
ATMOSFERA WOKÓŁ PZPN
Trzeba sobie powiedzieć jasno: gdyby Cezary Kulesza nie pełnił roli prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, Michał Probierz nigdy nie byłby nawet rozważany jako potencjalny selekcjoner drużyny narodowej. Kropka. Obaj panowie przez lata współpracowali w Białymstoku, stawiając fundamenty pod sukcesy obecnego mistrza Polski. Prywatnie łączą ich bliskie stosunki, zatem można było się domyślać, że Michał Probierz prędzej, czy później zostanie wybrany na to stanowisko. Nominację tę można postrzegać za kolesiostwo. Gdyby Michał Probierz rywalizował o to stanowisko nie z Markiem Papszunem, a na przykład z Pepem Guardiolą, prawdopodobnie i tak zostałby wybrany. „Wyścig o stołek” między obecnym selekcjonerem, a trenerem Rakowa wydawał się być jedynie pozorny, by wzbudzić emocje w mediach.
Ciężko zliczyć większe i mniejsze afery obyczajowe, które wybuchły wokół Polskiego Związku Piłki Nożnej za prezesury Cezarego Kuleszy. Syzyfową pracą okazał się wielki wkład włożony w wizerunek i prestiż polskiej piłki na arenie międzynarodowej przez Zbigniewa Bońka. Ponownie wróciliśmy do klimatu, który może kojarzyć się z czasami, gdy związkiem zarządzał Grzegorz Lato. Wódeczka, zabawa przy każdej okazji, kompromitacje w sprawach organizacyjnych i bezpłciowe stanowiska pisane przez Chat GPT. Jednym słowem – wieś. Jakbyśmy z powoli rozwijającego się miasta wyprowadzili się na prowincję pośrodku niczego – totalne peryferia. Czy zatem Michał Probierz może mówić, że przez atmosferę wokół związku ma pod górkę? Otóż nie, ponieważ tylko takie warunki otworzyły mu drogę do pełnienia dumnej roli. Prowadzi to do tego, że niektórzy mogą widzieć Probierza – selekcjonera, jako Dyzmę polskiego futbolu.
WYNIKI W MECZACH O STAWKĘ
Michał Probierz w ciągu ponad roku od podjęcia pracy odniósł cztery zwycięstwa w meczach o punkty (Wyspy Owcze, Łotwa, Estonia i Szkocja). Średnie miejsce w rankingu FIFA drużyn, nad którymi odnosiliśmy triumf, to 113. Licząc do tego baraż z Walią, który de facto zremisowaliśmy, średnia maleje do miejsca 95. Poza wyszarpanym zwycięstwem ze Szkocją wygrywamy mecze, w których ciężej jest odnieść porażkę, niż zdobyć punkty. Z łatwością można znaleźć przykład na to, że nie jest to niemożliwe. Zdarzały się w historii futbolu takie przypadki, gdy reprezentacja, w której grają zawodnicy Barcelony, Interu, Arsenalu i Juventusu, przegrywa, a następnie remisuje z Mołdawią.
Kreuje to nam wizerunek selekcjonera wynikowo mizernego. Wygrywamy, gdy jesteśmy niepodważalnym faworytem. Na Euro jedziemy po meczu z Walią, gdzie równie dobrze o zwycięstwie mógł decydować rzut monetą i byłoby to ciekawsze widowisko. Przegrywamy z każdą topową ekipą, nie licząc Francji, ale powiedzmy sobie wprost – to spotkanie na dłuższą metę nie wnosi nic. Od czasu do czasu trafi się anomalia, jak październikowy mecz z Chorwacją. Za miesiąc ten rezultat trafia jednak do kosza, bo przychodzi Portugalia i leje nas jak małe dzieci, żebyśmy przypadkiem za długo nie odczuwali, że w tych wynikach jest jakiś progres i coś się buduje.
NOWE TWARZE
Jedną z obietnic selekcjonera było postanowienie, że – w przeciwieństwie do Santosa – odmłodzi kadrę, odkryje dla niej nowe twarze, stworzy przestrzeń na poznanie młodych, perspektywicznych graczy, którzy w przyszłości mają świadczyć o sile drużyny narodowej. Gdy po raz pierwszy wysyłał powołania, wybrał zawodnika Patryka Pedę z Serie C. Dał mu zadebiutować przeciwko Wyspom Owczym i na tym zakończyła się przygoda gracza SPAL w kadrze Probierza.
Im dalej w las, tym powołania zaczęły przybierać coraz bardziej karykaturalną formę. Na zgrupowaniu pojawili się Mateusz Kowalczyk z GKS-u Katowice, Kacper Trelowski z Rakowa, czy obecnie Michał Gurgul z Lecha Poznań. Probierz zdecydował, że na kadrze zjawią się m.in. Dominik Marczuk, Patryk Dziczek, Karol Struski, a nawet niespełniona obietnica polskiego futbolu – Bartosz Kapustka. Tak jak w przypadku Pedy, każdy z nich został odstrzelony po jednym zgrupowaniu lub w tej drużynie jest jedynie statystą. Wyjątkiem jest Kacper Urbański, ale patrząc na formę i poziom piłkarski gracza Bologni, zabranie go do Niemiec na Euro było logiczne na tle innych, bardziej doświadczonych zawodników.
Wszystkie granice logicznego podejmowania decyzji zostały przekroczone w momencie, gdy Michał Probierz wpadł na „genialny” pomysł, żeby powołać, a potem wystawić w pierwszym składzie na Portugalię Maxiego Oyedele. Zawodnika, w seniorskiej piłce dopiero raczkującego, nie zachwycającego na poziomie czwartej ligi angielskiej, który w Legii Warszawa zdążył wystąpić w podstawowym składzie jedynie trzy razy. Nawet ktoś, kto nie ma zielonego pojęcia o piłce nożnej, mógł się domyślać, że zakończy się to tragicznie. I tak właśnie się stało. Oyedele zagrał katastrofalnie, a jego beznadziejny występ był tematem numer jeden w mediach po spotkaniu. Probierz całkowicie spalił dwudziestolatka i nie zgadniecie, jakie było następstwo tej historii. Maxi na następnym zgrupowaniu już się nie zjawił i wydaje się, że nawet gdyby nie dokuczał mu uraz, podczas przerwy reprezentacyjnej wypoczywałby na kanapie.
Wszystkie te debiuty i sensacyjne powołania wskazują na to, że „stawianie na młodzież” w wykonaniu selekcjonera jest tylko pozornym graniem na swoje dobre imię w przyszłości. Zakładając całkiem możliwy scenariusz, że niektórzy z nich w kolejnych latach staną się ważnymi postaciami dla tej kadry (a zważając na ich ilość, ten scenariusz wydaje się być prawdopodobny), Michał Probierz na emeryturze, paląc cygaro w domu wybudowanym z pieniędzy zarobionych w kadrze, z charakterystycznym dla siebie szelmowskim uśmiechem na ustach, będzie mógł z dumą w głosie stwierdzić, że to nikt inny, a on sam pierwszy docenił ich talent i przedstawił szerszej publiczności.
Obecny selekcjoner zamienił jedną skrajność w drugą. Żadna z nich nie jest dobra, a zatem trafiliśmy z deszczu pod rynnę. Wnioski podobne – zamiast się rozwijać, stoimy w miejscu.
HIERARCHIA PROBIERZA MIĘDZY SŁUPKAMI
I tutaj dochodzimy do clou całej sprawy. Przed meczem ze Szkocją największą obawą napawa nas fakt, że po ponad roku pracy Probierza nikt, włącznie z nim samym, nie ma pojęcia, jak powinniśmy określać naszą tożsamość jako drużyny, a decyzje samego selekcjonera zmieniają się szybciej niż pogoda w marcu. W tych okolicznościach problemy nie maleją, a nawarstwiają się bez końca.
Przyjrzyjmy się sytuacji w bramce. Jasne, ktoś może powiedzieć, że akurat na tej pozycji mamy wręcz problem urodzaju. Jednak gdy poszerzymy kontekst, gołym okiem widać kolejne problemy. Defensywa reprezentacji Polski jest w najgorszej kondycji od lat. Obrońcy co zgrupowanie totalnie się kompromitują. Biegają jak dzieci we mgle, a po straconych golach na ujęciach widzimy twarze żywcem wzięte z parków rozrywki, po szybkiej i dezorientującej przejażdżce rollercoasterem.
W obliczu tak dramatycznej sytuacji obrońcy powinni wiedzieć, kto jest numerem jeden między słupkami. I żeby była jasność, nie twierdzę, że to odmieniłoby naszą defensywę, natomiast długoterminowo może wpłynąć pozytywnie na zgranie z bramkarzem i zwiększyć pewność co do gościa, który jest ostatnią ostoją przed stratą gola.
Tymczasem zabawa Probierza w Football Managera w prawdziwym życiu trwa w najlepsze. Łukasz Skorupski może czuć się potraktowany niesprawiedliwie. Od lat pracował na miejsce między słupkami i należy mu się to jak psu buda. W przypadku, gdy Fabiański lub Szczęsny siadali na ławce, prezentował się przynajmniej dobrze. Podświadomie mógł liczyć, że w końcu przyszedł jego czas, lecz trener stwierdził, że będzie musiał rywalizować z Marcinem Bułką, który dla tej kadry jest nową twarzą, a w tym sezonie w Nicei zanotował jedynie trzy czyste konta.
Funkcję trzeciego bramkarza pełni Bartłomiej Drągowski. Ten wybór, patrząc na sytuację klubową i wiek, może wydawać się niezrozumiały. A zatem, dlaczego Drągowski znajduje się w tej kadrze? Przez sentyment Michała Probierza. Bo Drągowski grał w drużynie selekcjonera lata temu i z dużą dozą prawdopodobieństwa to całkiem sympatyczny chłopak. Tymczasem Kamil Grabara, mianowany na swojego zastępcę przez samego Wojciecha Szczęsnego i określany przez niemieckich ekspertów mianem bardzo solidnego wzmocnienia Wolfsburga, nie jest w ogóle brany pod uwagę przy rozsyłaniu powołań. Takim właśnie kluczem Michał Probierz kieruje się ustalając hierarchię. Według swojego widzimisię. Podobnie jest w przypadku absencji w kadrze Matty’ego Casha.
POZOSTAŁE POZYCJE
Sytuacja w innych sektorach boiska nie wygląda lepiej. Im bardziej się w to zagłębiamy, tym coraz wyraźniej widać, że nie dostajemy żadnych odpowiedzi, a ilość pytań wciąż rośnie. Obserwujemy ciągłe rotacje na pozycji numer sześć. Na Euro w pierwszym składzie na Holandię wychodzi Taras Romanczuk. Notuje przyzwoity występ, a w kolejnych miesiącach zostaje całkowicie odstrzelony, testowany jest Bartosz Slisz i on również zostaje odstrzelony. Następnie w głowie Probierza pojawia się pomysł, by z Piotra Zielińskiego zrobić defensywnego pomocnika – misja szybko kończy się niepowodzeniem. Później nieszczęsny Maxi Oyedele, a w Portugalii wracamy do Tarasa Romanczuka. I błędne koło się kręci.
Wydawać by się mogło, że chociaż z przodu wiemy, na czym stoimy. Robert Lewandowski jest w świetnej formie i jeśli tylko jest zdrowy, to gra od dechy do dechy. Problem pojawia się wtedy, kiedy dostrzegamy fakt, że przed każdym kolejnym meczem nie wiemy, czy napastnik Barcelony zagra sam, czy w duecie. A jeśli w duecie, to z kim? Z Karolem Świderskim? Adamem Buksą? Krzysztofem Piątkiem? Wszystko zależy od humoru, z jakim w danym dniu obudzi się Michał Probierz.
Szale goryczy przelewa ciągłe zmienianie zdania, czy gramy młodymi, perspektywicznymi graczami, czy stawiamy na doświadczenie. Raz wyjdzie Oyedele, a raz Romanczuk. Szansę dostanie Bogusz, a miesiąc później mizerny w kadrze od lat Krzysztof Piątek.
Chcemy grać ofensywnie, a zestawienie personalne mówi co innego. Ni stąd, ni zowąd, pierwszy występ od pierwszej minuty od ponad roku odnotowuje Bartosz Bereszyński i przez cały okres swojej gry prezentuje się najlepiej na boisku i w ciągu pół godziny daje nam więcej konkretów, niż Frankowski w ostatnich miesiącach, co oczywiście jest kolejnym z wielu kamyków do ogródka Probierza.
Kończymy podróż przez ten obraz nędzy i rozpaczy. To niedopuszczalne, żeby po ponad roku pracy Michała Probierza w tej reprezentacji panował tak niewyobrażalny chaos. I to praktycznie na każdej płaszczyźnie. Czeka nas trudny mecz ze Szkocją. Wielu postrzega Ligę Narodów jako zastępstwo dla meczów towarzyskich, co nie zmienia faktu, że to spotkanie zagramy o coś – o być albo nie być w dywizji A. Czy zatem, po bliższym przyjrzeniu się wszystkim poruszonym aspektom, jesteśmy o krok bliżej znalezienia odpowiedzi i wiemy, czego się spodziewać? Wszystkiego. Dalej nie wiemy nic poza tym, że Michał Probierz ubierze idealnie wyprasowany, modny garnitur.
Z kim Polska może zagrać w barażach o dywizję A Ligi Narodów?