fot. Stal Mielec/Accredito

Sobotnie spotkanie Rakowa Częstochowa ze Stalą Mielec miało kilka smaczków. Największym z nich był występ 20-letniego wychowanka Medalików wypożyczonego do ekipy biało-niebieskich – Jakuba Mądrzyka. Nasz drugi bramkarz bardzo długo nie dał się złamać, ale w końcu został pokonany z rzutu karnego, choć piłka po strzale praktycznie prześlizgnęła mu się po dłoni. Popularny „Mądziu” był naszym rozmówcą po końcowym gwizdku. 

Wyjątkowy powrót do domu dla Jakuba Mądrzyka. Z jakim ładunkiem emocjonalnym wiązał się dla Ciebie mecz z macierzystą drużyną przed jego początkiem i w trakcie?

Na pewno emocje były delikatnie inne niż w meczach z resztą drużyn, ale starałem się tak bardzo nie myśleć o tym, że gram z Rakowem, wracam do rodzinnego miasta. Próbowałem podejść do tego jak do normalnego ligowego meczu i pokazać się z jak najlepszej strony, żeby te wrażenia nie wpływały na moją niekorzyść.

Młyn skandował twoje nazwisko, wszyscy dookoła ciepło Cię przyjęli. 

Bardzo miło się poczułem, jak przywitali mnie kibice czy chłopaki z drużyny i sztab. Miłe uczucie, jestem za to bardzo wdzięczny.

Widzieliśmy, że chciałeś też nam udowodnić swoją wartość. 

Chciałem pokazać się jak najlepiej. Niestety, przy rzucie karnym nie udało się. Trudno, tego nie zmienimy. Postaram się w następnych meczach wybronić taką sytuację.

To było twoje 10. spotkanie w PKO Ekstraklasie. Możemy powiedzieć o czymś, co Cię zaskoczyło na tym szczeblu? 

Myślę, że jest podobnie jak na innych poziomach. Tylko wszystko dzieje się trochę szybciej i jest większa jakość zawodników – to największa różnica. Ale większych zaskoczeń nie było.

Ostatnie starcia nie toczyły się idealnie po Twojej myśli. Czy dotyka Cię krytyka, która spadła po paru błędach, czy raczej przechodzisz obojętnie? 

Może nie dotyka, ale widać tę krytykę. Staram się nie brać tego do siebie, nie zawracać tym głowy i nie patrzeć na to, tylko robić swoje. Zawsze analizuję i rozmawiam z trenerem, jak to wszystko wygląda. Wyciągamy wnioski z każdych meczów,  gorszych i lepszych, żeby było to na coraz wyższym poziomie.

Nie od dziś wiadomo, że Stal Mielec to świetne miejsce dla bramkarzy. Jak oceniasz tę współpracę ze sztabem i twoje postępy?

Dobrze współpracuje się ze sztabem. Dużo rozmawiamy na temat spotkań, na temat tego, co możemy dodać albo co zabrać z treningu. Nie ma na co narzekać. I liczę, że ten rozwój będzie szedł cały czas w dobrą stronę i będzie jak największy.

Trener Marek Papszun zapytany o Ciebie przed meczem odparł: „Jest ułożony, odpowiedzialny i widać, że bardzo się rozwija. Może zrobić karierę.” Jak odebrałeś te słowa?

Usłyszeć takie słowa od trenera to na pewno bardzo miła rzecz. Ale trzeba skupić się na tym, co tu i teraz. Trenować, w każdym meczu pokazywać się z jak najlepszej strony i się rozwijać. Nie można odpływać nie wiadomo gdzie przez pochwały.

Trenowałeś z zespołem Rakowa przed tym sezonem, ale finalnie pierwszym wyborem okazał się Twój rówieśnik, Kacper Trelowski.

Po pierwsze, cieszę się, że „Trelu” gra. Że może pokazywać, że bramkarze z akademii – czy on, czy ja – są w stanie grać na najwyższym poziomie w Polsce. Jak nie jeszcze wyżej. To cieszy. Ma też Dusana, który jak byłem, to starał się dla nas obu być mentorem, przekazywać wiedzę i uczyć nas pewnych rzeczy. To na pewno wyjdzie na duży plus.

Po odejściu Mateusza Kochalskiego wygrywasz rywalizację o miejsce w bramce Stali, ale rywalizacja z Konradem Jałochą i Karolem Dybowskim trwa.

Konkurencja i rywalizacja w drużynie pomaga mi w tym, żeby być lepszym z każdym dniem. Żeby nie osiąść na laurach, czuć że chłopaki napierają i to daje mi motywację, aby prezentować się na wysokim poziomie i nie oddać miejsca w bramce.

Twoim indywidualnym celem w ostatnich latach była dwucyfrowa liczba czystych kont na przestrzeni sezonu. Podtrzymujesz go? 

Chciałbym osiągać jak najwięcej tych czystych kont wspólnie z drużyną. Myślę, że cel jest taki sam, jak na każdy sezon. Zachować 10 czystych kont. Czy to się uda czy nie? Będę pracował wspólnie z drużyną, żeby zachować ich jak najwięcej.