Raków Częstochowa rozegrał ostatnie spotkanie przed przerwą reprezentacyjną. Medaliki w piątkowy wieczór zmierzyły się z Piastem Gliwice i… przegrały w fatalnym stylu. Mecz był beznadziejny, ale na tej kopaninie skorzystał Piast, który szczęśliwie, ale jednak – zgarnął trzy punkty.

Na dworze 28 stopni, piękna pogoda, wiaterek. Wydawać by się mogło, że nic nie stoi na przeszkodzie, by na boisku również obejrzeć piękny mecz. Jednak tak nie było, niestety. Spotkanie inaugurujące siódmą kolejkę PKO BP Ekstraklasy pomiędzy Rakowem, a Piastem było strasznie nudne. Sytuacji znów było jak na lekarstwo, a mecz kolejny raz wyglądał na 0:0. Dziwne więc, że tak się nie skończył.

Beznadziejna pierwsza połowa

Człowiek stara się nie nadużywać słowa ,,beznadziejny”, ale w tym przypadku idealnie tutaj pasuje. Marek Papszun postawił na sprawdzony skład i znów ujrzeliśmy na boisku piłkarzy, którzy wystąpili w większości meczów w tym sezonie. Środek pola i wahadła pozostały niezmienione, a w obronie zamiast kontuzjowanego Kamila Pestki wystąpił Rundić. Zmiany ujrzeliśmy jednak w ataku. Szkoleniowiec Rakowa postanowił spróbować ustawienia, które miejsce na boisku dało zarówno Brunesowi, jak i Makuchowi. Wydawało się to logiczne, bo przecież w meczu z Lechią ten duet, będąc równocześnie na boisku, wyszarpał dla czerwono-niebieskich trzy punkty. Problem w tym, że Piast to nie umierająca w ostatnich minutach Lechia i bez najmniejszych problemów drużyna Vukovicia tłamsiła jakiekolwiek próby gry w ofensywie.

Sytuacje? Takowych nie było. No może poza jednym momentem w pierwszych piętnastu minutach gdzie Plach sytuacyjnie interweniował w polu karnym. Ciężko o tej pierwszej połowie cokolwiek powiedzieć. Była fatalna w każdym tego słowa znaczeniu. Zbytnio to nie dziwi bo Raków przyzwyczaił już w tym sezonie do tego, że w tym sezonie pierwsze połowy są „bezzębne”. Najwięcej emocji kibicom i trenerowi Papszunowi przysparzał Otieno. Niestety były to po raz kolejny w tym sezonie emocje negatywne. Kenijczyk został zmieniony w przerwie, ale tym razem wypada napisać kilka słów o jego „fenomenalnym” występie. Zaliczył jedną dobrą wrzutkę i to tyle. Nic więcej. W każdym aspekcie gry był fatalny. Podawał rywalom, był spóźniony, a prawdziwą „wisienką na torcie” był jego strzał w polu karnym. Piłka ledwo doturlała się do linii końcowej. Żenada. Papszun praktycznie każde jego zagranie komentował w niecenzuralnych słowach i zmienił Kenijczyka w przerwie, co było całkowicie uzasadnione.

Beznadziejna druga połowa

Druga połowa była ciut mniej beznadziejna, ale wciąż beznadziejna. Było lepiej, bo z boiska zszedł Otieno i coś więcej zaczęło się dziać pod bramką gości, ale to wciąż było za mało. Odnotowaliśmy fajny rajd Berggrena, kilka przeciętych wrzutek i strzał Kądziora. Nic więcej ciekawego się nie działo, nie pomagali zmiennicy. Kompletnie nic nie zwiastowało tego, co wydarzyło się na końcu meczu.

Emocjonująca końcówka

Zacznijmy od początku. Zamieszanie w polu karnym, które zostało wyjaśnione wybiciem piłki. Kiedy piłkarze byli gotowi kontynuować grę, sędzia podbiegł do monitora VAR w celu sprawdzenia sytuacji i… podyktował rzut karny. Do jedenastki podszedł Patryk Dziczek. Uderzył mocno w prawy róg bramki bronionej przez Trelowskiego, ale młody bramkarz fenomenalnie odbił piłkę i uchronił Raków od straty gola. Wówczas do akcji wkroczyli kibice czerwono-niebieskich i głośno zaczęli dopingować swój zespół. Problem w tym, że częstochowianie zareagowali najgorzej jak mogli. Zamiast przystąpić do atakowania dali się zepchnąć do defensywy. W konsekwencji powstało zamieszanie po rzucie rożnym i Michael Ameyaw wbił piłkę do bramki. Mecz był fatalny z obu stron, ale trzeba otwarcie powiedzieć, że więcej w kierunku zwycięstwa zrobił Raków. Niewiele, ale zrobił. Mimo to Piast wykorzystał swoje pięć minut i zgarnął trzy punkty. Jeśli masz bramkarza, który w 95. minucie broni Ci rzut karny, a ty i tak przegrywasz… to coś jest nie tak.

Co by tu powiedzieć… minęło siedem kolejek i można już wysnuć pewne wnioski. Raków w tych siedmiu meczach nie wyglądał dobrze. Lepiej, niż za Szwargi, ale dalej nie wystarczająco dobrze, by być w czubie tabeli. Z dobrych meczy to na pewno mecz z Motorem w Lublinie, mecz w Zabrzu (chociaż zremisowany 0:0) i druga połowa z Lechem. Obrona co prawda wygląda dobrze, ale ofensywa bardzo, bardzo źle. Gdyby nie pojedynczy zryw w końcówce meczu z Lechią, Raków po siedmiu meczach miałby osiem punktów… . Potrzeba wzmocnień. Potrzeba kogoś, kto weźmie grę na siebie, potrzeba kogoś kto będzie się wyróżniał. W obecnej kadrze nie wyróżnia się nikt, nikt nie jest Ivim Lopezem z sezonu mistrzowskiego, drużyna nie ma lidera. Każdy jest tylko żołnierzem, takim jakim był Patryk Kun. Oby pieniądze za Crnaca zostały dobrze zainwestowane… .

Raków