fot. Jakub Ziemianin/Raków Częstochowa
Poniedziałkowemu porankowi wśród kibiców Rakowa towarzyszył niemały błogostan z powodu niedzielnych emocji w wygranym pojedynku czerwono-niebieskich z Legią Warszawa. Ten dzień jednak przyniósł za sobą jedną informację, która nieco ten błogostan mogła ostudzić, lecz z pewnością taką, która złych emocji na pewno nie wywołała. Mianowicie zakończyła się przygoda Samuela Cárdenasa w Częstochowie, który spędził tu tylko niespełna dziesięć miesięcy.
Samuel Cárdenas – po tym nazwisku oczekiwaliśmy zdecydowanie więcej. Choć jego pobytu w Częstochowie nie powinniśmy rozpatrywać w samych negatywach, to z pewnością każdy wyobrażał sobie zupełnie inny przebieg zdarzeń, niż miał miejsce. Każdy zapamięta go z tego, że miał otworzyć Rakowowi inne – do tej pory nieeksploatowane rynki zagraniczne. To z pewnością po części miało miejsce, bowiem przyłożył swoją rękę w sprowadzenie takich zawodników jak Adriano Amorim, David Ezeh (nazywany dzieckiem Samuela), Lazaros Lamprou, Erick Otieno, czy nieszczęsny Kristoffer Klaesson. To część z transferów, jednak większość z nich była naznaczona albo słabą dyspozycją po przyjściu, albo jakąś aferą, tak jak to miało miejsce z Klaessonem, który już z Rakowem się zdążył pożegnać. Tak naprawdę transfery, za które był odpowiedzialny Cárdenas, do tej pory nie sprawdzają się.
W tym miejscu warto jednak jeszcze raz uważnie przeczytać ostatnie zdanie poprzedniego paragrafu. „Transfery, za które był odpowiedzialny Cárdeans”, no właśnie… . Czy to tak powinno działać. W mediach i społeczności kibiców zaczęto mówić o podziale na transfery Marka Papszuna i transfery dyrektora sportowego. I w tym miejscu tkwił bardzo duży problem. Jeżeli mówimy, że Raków chce czerpać wzór od największych klubów na skalę europejską, to nie może dochodzić do takich sytuacji podziałowych. Transfery nie powinny być nazywane tymi od trenera i tymi od dyrektora. Podstawową zasadą w tym miejscu powinna być współpraca, której owocami powinny być na przykład przemyślane i efektywne ruchy na rynku transferowym. Niemniej to nie czas na głębsze rozważania i rozliczania dyrektora sportowego, którego w klubie już nie ma. Taki mały osąd wykonaliśmy przed kilkunastoma dniami i znajduje się poniżej.
Co jak co, ale jednak z tych wszystkich złych rzeczy da się wyciągnąć przynajmniej jedną dobrą. Dość szybko po przyjściu Cárdenasa do Rakowa było widać pierwsze efekty jego działań na polu skautingu. Zimą do Częstochowy trafiło dwóch przybyszów z kontynentu afrykańskiego – Lombo Ephraim i David Kabala. O tym pierwszym, słuch zaginął, natomiast ten drugi, a więc David, mówiąc kolokwialnie, wymiata w drużynie rezerw. Pierwotnie został wypożyczony na pół roku do GKS-u Jastrzębie, a od lata gra z drugą drużyną Rakowa. Występy Kongijczyka w ekipie prowadzonej przez Przemysława Oziębałę, przykuły uwagę wielu kibiców (naszą też), którzy coraz częściej domagają się go w pierwszej drużynie. Nie wiadomo jeszcze, na ile będziemy zawdzięczać Cárdenasowi ten transfer, natomiast to okaże się w najbliższych miesiącach lub latach.
Po rozwiązaniu umowy z Samuelem Cárdenasem na jego wniosek za porozumieniem stron, przed zarządem Rakowa Częstochowa kluczowe dni, w których zostaną przeprowadzone szczegółowe analizy potencjalnych następców Niemca. Według informacji Tomasza Włodarczyka z portalu meczyki.pl, jednym z faworytów do objęcia posady dyrektora sportowego w ekipie mistrza Polski z sezonu 2022/23, jest Łukasz Masłowski, a więc jeden z ojców sukcesu – mistrzostwa Jagielloni i awansu do fazy ligowej Ligi Konferencji. Raków z pewnością byłby dla tego działacza zdecydowanym krokiem do przodu i sam Masłowski posiadałby w Częstochowie większe pole do popisu, co może dla niego być bardzo kuszącą ofertą. W kontrakcie dyrektora sportowego Dumy Podlasia istnieje klauzula, także jego przenosiny do Częstochowy są jak najbardziej możliwe.