fot. Jakub Ziemianin/Raków Częstochowa/Accredito.com
Jesus Diaz i Raków Częstochowa, transfer último minuto. W ostatnich godzinach letniego okna transferowego, wtedy, gdy już wszyscy myśleli, że nic przy Limanowskiego 83 się nie wydarzy, czerwono-niebiescy zapowiedzieli jeszcze jeden nowy nabytek. Niecodzienną sztuką w dzisiejszych czasach było utrzymanie takiego działania w tajemnicy, natomiast to spowodowało, że ruch, a dokładnie wypożyczenie Jesusa Diaza z opcją wykupu do ekipy Medalików miał pewnego rodzaju smaczek, zostając jednocześnie dla wielu jedną wielką niewiadomą. Postanowiliśmy więc przedstawić Kolumbijczyka przy pomocy trójki rozmówców: Szymona Janczyka z portalu Weszło, redaktora serwisu Matchday.pl znanego jako fxd, a także jednego z popularniejszych fanatyków Stali Rzeszów starszej daty.
Jesús Antonio Díaz Gómez urodził się 21 maja 1999 roku w kolumbijskiej Monterii. Swoje pierwsze piłkarskie kroki jako junior stawiał w takich klubach, jak Cortuluá FC i Tigres FC. W 2021 roku przeniósł się za wschodnią granicę swojego kraju, a więc do Wenezueli. Tam jako 22-latek w barwach Atlético El Vigía FC miał okazję do występowania na drugim szczeblu rozgrywkowym w kraju. Wtedy jeszcze nic nie zwiastowało, że za niespełna trzy lata będzie miał okazję reprezentować barwy jakiegokolwiek klubu w polskiej Ekstraklasie.
Jednak w pogoni za marzeniami i szukając swojej szansy zawodnik podjął dojrzałą decyzję o wyjeździe za ocean do Europy. Los spowodował, że padło na Polskę, a dokładnie na Cosmos Nowotaniec, który wówczas występował w Klasie Okręgowej. Co ciekawe Cosmos w tamtym czasie gromadził wielu obcokrajowców, bowiem mowa o graczach z Belgii, Francji, Ukrainy, Portugalii z krajów afrykańskich, czy też właśnie z Kolumbii – Jesusa Diaza i Harrisona Perea, który z pewnością pomógł zaaklimatyzować się w Polsce swojemu rodakowi.
W Cosmosie Jesus Diaz zadebiutował w kwietniu 2022 roku w meczu krośnieńskiej Klasy Okręgowej przeciwko Czarnym Jasło. Wraz z nowotańczanami wywalczył awans do IV Ligi na Podkarpaciu. Na tym poziomie prezentował bardzo wysoki poziom i był kluczową postacią beniaminka rozgrywek. Dzięki temu został wypatrzony przez pierwszoligową Stal Rzeszów i wraz ze swoim klubowym kolegą – Cesarem Peną, zamienił Nowotaniec na Rzeszów. W biało-niebieskich barwach Diaz występował lekko ponad dwanaście miesięcy.
W tym czasie udało mu się zebrać 38 występów, w których siedmiokrotnie trafiał do siatki. Jego gra dla Stali przykuła uwagę Rakowa Częstochowa, który zdecydował się wyciągnąć tego zawodnika na najwyższy poziom rozgrywkowy w Polsce. Ten transfer wywołał dużo kontrowersji i różnorodnych opinii w środowisku wokół klubu i Ekstraklasy. Jedni go doceniają, a drudzy patrzą na ten ruch z nieco mniejszym podekscytowaniem. Co na temat transferu Kolumbijczyka do Rakowa sądzi nasz ekspert – Szymon Janczyk?
– Myślę, że jest to trochę przesadzony ruch transferowy. O ile mówimy o piłkarzu, który się w jakimś stopniu wyróżniał w pierwszej lidze, to nie był to zawodnik, który znacząco przewyższał poziom rozgrywkowy, na którym występował. Nie wyróżniał się odpowiedzialnością taktyczną, przystosowaniem do gry w Europie. Jest jednak zawodnikiem, który przychodził na bardzo niski szczebel rozgrywkowy. Faktycznie, wybił się, natomiast myślę, że stało się to w tak późnym wieku, że nie mam wielkich oczekiwań wobec niego – twierdzi Janczyk.
W Stali Rzeszów 25-latek zaliczył kilka występów jako dziewiątka, natomiast zazwyczaj oglądaliśmy go w roli wahadłowego lub skrzydłowego. Jesusa Diaza z pewnością wyróżnia motoryka, bowiem jak zauważa nasz rozmówca, jest ona bardzo imponująca. Dziennikarz docenia również jego drybling i działania z piłką. Jednak nieco mniej pozytywnie możemy oceniać jego pracę w defensywie. – Dla mnie jest to typowy wahadłowy. Jest zawodnikiem, który przede wszystkim wyróżnia się swoją wydolnością, motoryką, umiejętnością robienia przewagi w grze jeden na jeden.
– Do tego także prowadzeniem piłki, czy odnajdowaniem się w przestrzeniach, w których zawodnik grający na wahadle powinien robić przewagę. W tym miejscu jest jednak problem taktyczny. Nie jest to piłkarz, który lubi bronić. W Stali był bardzo ofensywnym wahadłowym, który niekoniecznie dobrze wywiązywał się z zadań defensywnych. W pressingu nie odstawał od reszty, natomiast problem pojawiał się w grze w obronie niskiej – uważa nasz dzisiejszy ekspert. Te słowa potwierdził drugi rozmówca, kibic Stali o nicku @WLK_1944: – Widać było u niego świetna technikę i niebanalny drybling, aczkolwiek trzymanie się założeń taktycznych nie było jego najmocniejszą stroną.
– Trochę samolubny, grający częściej pod siebie, niż z zamysłem zaangażowania większej ilości graczy drużyny, często efektownie, lecz bez efektów. Mimo tego kibice widzieli w nim potencjał i nie skreślali go – powiedział nam kibic klubu z Podkarpacia. Transfer z rzeszowskiej Stali do Rakowa Częstochowa to olbrzymi przeskok i z pewnością zawodnik w tych pierwszych tygodniach będzie to silnie odczuwać. Czas na aklimatyzację w jego przypadku na tym wyższym poziomie będzie mu szczególnie potrzebny, natomiast pozostaje pytanie jak szybko to przebiegnie i czy uda mu się wywalczyć kredyt zaufania Marka Papszuna.
Taką zagwozdkę daliśmy Szymonowi Janczykowi. – Raczej nie będzie zawodnikiem, który swoją pracą w defensywie będzie zasługiwał na miejsce w podstawowej jedenastce. Spodziewam się, że został sprowadzony jako uzupełnienie składu. Myślę, że zbyt wielu szans nie dostanie i będzie takim bezpośrednim zapleczem. Może w meczach z tymi słabszymi rywalami, z którymi można głównie atakować, będzie miał więcej szans, żeby się wykazać i najlepiej się sprawdzi – stwierdził Janczyk.
Skupiając się już tylko na tych pozytywnych aspektach gry Kolumbijczyka, znawca realiów pierwszej ligi ocenił, czym Jesus Diaz robił różnicę i w największym stopniu pomagał drużynie Stali Rzeszów. – Jak rozwinął się przez ten ostatni rok? Myślę, że bardzo. Nie ma co ukrywać, że gra Stali w dużej mierze bazowała na Sebastienie Thillu, który rozrzucał piłki z pozycji głęboko ustawionego rozgrywającego, przeważnie adresując je w taki sposób, że można było wykorzystać dynamikę i szybkość wahadłowych. W tej roli Diaz robił robotę.
– Jesus w poprzednim sezonie miał także niezłe statystyki dryblingów. W tym sezonie myślę, że jest jeszcze lepiej. Robiąc dogłębną analizę Stali, zauważyłem że Diaz poza podstawowymi statystykami jak gole i asysty, miał trzy asysty drugiego stopnia, licząc od początku poprzedniego sezonu. Przy czym wydaje mi się, że w aktualnym sezonie podbił znacząco te liczby. Początek obecnych rozgrywek miał dobry, podobnie do całego zespołu. Stal notuje też bardzo dużo przechwytów na połowie rywala w ostatniej tercji boiska. Myślę więc, że to również jest potwierdzeniem tego, że Kolumbijczyk dobrze sobie radzi w pressingu – przekazał dziennikarz Weszło.
Płynnie przechodząc do kibicowskiego oka, jeden z fanów biało-niebieskich w rozmowie z naszym portalem dodał kilka słów na temat startu obecnie trwających rozgrywek w wykonaniu Jesusa Diaza. – Początek sezonu 2024/25 to świetne mecze Jesusa od początku zmagań. Efekt bardzo solidnie przepracowanej przerwy letniej (w mojej ocenie główna zasługa budowania formy Jesusa to zaufanie, którym coraz szerzej obdarzał go trener Zub). Gra w wyjściowej jedenastce na dużej intensywności, multum akcji stwarzających zagrożenie.
– Dyspozycja Jesusa z początku tej rundy była fantastyczna. Jedyny mankament, jaki nadal widzę to ten latynoski, często samolubny styl gry. Tak czy owak, Jesus ma papiery na większe granie. Ciężko sprecyzować, gdzie jest sufit jego możliwości. Jeżeli trafi w Rakowie na wyrozumiałego trenera, który będzie potrafił zmotywować go do ciężkiej pracy na rzecz zespołu to sądzę, że długo w Polsce nie „zagrzeje” – powiedział nam kibic Stali znany na portalu X jako @WLK_1944.
– Ja osobiście z tej krótkiej, póki co, przygody ze Stalą zapamiętam jego niespotykaną jak na boiskach 1. Ligi technikę i nieszablonowość. Przyjemnie patrzyło się na to jak operuje piłką, gdy na rozgrzewce przedmeczowej, czy tej w przerwie meczu. Razem z Cesarem i Adlerem tworzyli trójkąt i wymieniali podania. Może nie było to coś niespotykanego, ale mega sympatycznie patrzy się na zawodnika, który ma taki luz i tak dobrze operuje piłką – dodał fan biało-niebieskich.
Latynoski charakter z pewnością może dawać swoje znaki i tak też było w Rzeszowie. Jesus Diaz należy do typu osób pozytywnie nastawionych do życia, przez co w zespole można było go określić popularnym mianem „atmosfericia”, co na pewno miało swoje plusy i pozytywnie wpływało na atmosferę w szatni. W środowisku kibiców dużo jednak mówiło się o jego natężonej aktywności poza szatnią i fani zaczęli powiązywać go z miejscowym klubem nocnym „Candela”.
Więcej na ten temat powiedział nam nasz trzeci rozmówca znany na portalu X jako @fxd_ (kibic Stali i założyciel matchday.pl). – Dostał dużo zaufania, bo łagodnie mówiąc, nie jest to najłatwiejszy do prowadzenia piłkarz. Niektórzy kibice śmieją się do tej pory, że Candela w rzeszowskim rynku to drugie ulubione miejsce Jesusa w mieście po stadionie Stali. Jeżeli w każdej legendzie jest ziarno prawdy, to coś w tym musi być. W Częstochowie takie akcje szybko wyłapiecie, po prostu nie ma co szukać po McDonaldach – zażartował sympatyk klubu z Rzeszowa.
Koniec końców warto wspomnieć o zamieszaniu informacyjnym, który miał miejsce w dniu transferu. Klub z rana informował na swoich mediach społecznościowych, że Jesus Diaz przedłuża kontrakt z ekipą biało-niebieskich, a kilkanaście godzin później kibice dowiedzieli się z mediów Rakowa Częstochowa, że zawodnik rzeszowskiego klubu w tym sezonie nie wystąpi już w koszulce Stali. Klub w niedzielę wydał komunikat przepraszający za zaistniałą sytuację. Niemniej jednak nasi rozmówcy przekazali kilka słów o tej sytuacji.
– Jeśli na mediach społecznościowych umieszcza się post o aktywacji klauzuli przedłużenia kontraktu wygasającego na koniec sezonu o dwa lata, to raczej pierwsza myśl nie nasuwa się taka, że za chwilę będzie on grał w innym klubie. Powinna to być nauczka przede wszystkim dla działu medialnego klubu, bo ze stanu euforii sprowadzili nas szybko na ziemię – przekazał @fxd_.
– Chwilę po pojawieniu się zajawki Rakowa o nowym transferze, ktoś dość szybko zorientował się, że tatuaże nowego zawodnika Medalików są… identyczne jak tatuaże Jesusa. Momentalnie podniosło się larum rozczarowania i goryczy. Część pewnie nadal wierzyła, że jakiś klon Kolumbijczyka znalazł zaufanie w oczach trenera Papszuna. Nie chcąc użyć mniej parlamentarnych słów wskażę, że sposób zakomunikowania tego ruchu dość mocno zabolał – zakończył @WLK_1944.