Michał Świącik uratował żużel w Częstochowie. Kiedy blisko dziesięć lat temu Włókniarz został zdegradowany do drugiej ligi to właśnie Świącik wykupił udziały i zainwestował swoje pieniądze i czas, aby kibice w mieście mogli dalej dopingować swoją drużynę. W trzy lata CKM wrócił do Ekstraligi i bez wątpienia główna zasługa w tym sukcesie należy właśnie do prezesa. W tak krótkim okresie po całkowitym bankructwie klubu doprowadzić go do Ekstraligi. Sukces. W końcu jednak przyszedł czas na prawdziwą weryfikację i jak się okazało Michał Świącik nie nadaje się na prezesa klubu. Popełnia podstawowe błędy, zatrudnia niewłaściwych ludzi. Oto wszystkie grzechy główne prezesa Włókniarza Częstochowa – Michała Świącika.
Kibice! Nie zapominajcie o zasługach
Ten akapit musiał powstać. Jesteśmy dalecy od uważania, że Michał Świącik to całkowity nieudacznik. Facet naprawdę uratował żużel w Częstochowie. W 2014 roku klub był zadłużony po uszy. Ekstraliga zaakceptowała finansowy plan naprawczy, ale Włókniarz go nie zrealizował. Poskutkowało to wyrzuceniem klubu z rozgrywek. W sezonie 2015 nie było żużla w Częstochowie. Ale wtedy wszedł Michał Świącik – cały na biało. Został nowym prezesem klubu i swoimi kontaktami wyciągnął klub z bagna. W 2016 roku CKM startował już w I Lidze i zajął w niej trzecie miejsce. Ligę wygrał Lokomotiv, ale zgodnie z zasadami Łotewski klub nie mógł wystartować w Ekstralidze. Drugie miejsce zajął Orzeł Łódź, ale ci zrezygnowali z jeżdżenia ligę wyżej. Trzeci Włókniarz już się zgodził. I tak po trzech latach od bankructwa Włókniarz, za sprawą Świącika, powstał jak feniks z popiołów. W 2017 roku, czyli pierwszym po powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej, klub zajął bardzo dobre wówczas piąte miejsce, a rok później już jeździł w play-offach, w których był czwarty. Można więc rzec, że Włókniarz ze Świącikiem na czele notował systematyczny progres. Tylko niestety na tym się zakończyło.
Ogromna kasa od miasta i ogromne jej marnowanie
Nie ma co ukrywać, że Włókniarz jest oczkiem w głowie obecnego prezydenta miasta Krzysztofa Matyjaszczyka. Do niedawna włodarz miasta był obecny na niemal każdym meczu i z trybun dopingował klub. Włókniarz swego czasu, kosztem Rakowa, otrzymywał ogromne dotacje od Częstochowy. Były to największe kwoty w całej Ekstralidze. Jak zostały wykorzystane te pieniądze? Mianowicie w sezonie 2020 Świącik „zmontował” tak mocną kadrę, że każdy myślał, iż to jest ten moment, w którym po tylu latach CKM zdobędzie złoto. W drużynie były takie nazwiska jak: Madsen, Lindgren, Doyle, Przedpełski, Holta, a juniorami byli Miśkowiak i Świdnicki. Efekty tak mocnej kadry? Zajęcie piątego miejsca i brak awansu do fazy play-off. Włókniarz systematycznie palił kasę od miasta. Była ona marnowana, a wręcz wyrzucana do kosza. Zaryzykujemy stwierdzenie, że gdyby podobne pieniądze dostawałby inny klub jak np. GKM Grudziądz, to zrobiłby z tego o wiele więcej pożytku, niż Włókniarz.
Michał Świącik w akcji, czyli ośmieszenie klubu i skandaliczne zachowanie wobec Marka Cieślaka
Problemem Świącika jest to, że chce on odpowiadać za wszystko. Zamiast dysponować pieniędzmi, robić transfery i organizować obozy, Michał Świącik chce być trenerem, toromistrzem, mentorem, mechanikiem i rzecznikiem klubu. Aż dziwne, że nie chce być żużlowcem (z tym nie bylibyśmy tacy pewni, o tym za chwilę). Prezes w 2017 roku zatrudnił legendę klubu – Marka Cieślaka. Decyzję odebrano z entuzjazmem, bo to niekwestionowana ikona Włókniarza – wieloletni zawodnik i trener. Problem w tym jest to, że jego wizerunek został przez Michała Świącika zszargany. W 2019 roku klub odniósł sukces, zajmując trzecie miejsce w lidze i po raz pierwszy od dziesięciu lat zdobywając medal DMP. Jak wcześniej wspominaliśmy na sezon 2020 zostały poczynione mocne ruchy transferowe. Dołączył m.in Doyle, a obok niego miał jeździć fenomenalny Madsen i mocny Lindgren. Juniorzy również byli bardzo mocni. Problemy zaczęły się wraz ze startem sezonu. Doyle zawodził. Jeździł bardzo słabo na własnym torze, a Włókniarz notował wyniki w kratkę. Dużo mówiło się, że na torze w Częstochowie nie ma ścigania i to jest główny problem. Wtedy znowu wkroczył Świącik.
Przed meczem ze Stalą Gorzów postanowił zrobić tor na własną rękę. Na platformie Facebook zamieścił post z podpisem: „Czas zrobić stary, dobry częstochowski tor”. Problem w tym, że Michał Świącik się na tym nie zna. Dosypał 25 ton glinki (bez zgody Ekstraligi oraz bez wiedzy Cieślaka) i chciał zaserwować nam „widowisko”. Problem w tym, że nie przewidział tego, iż w Polsce czasem występują opady deszczu. Efekt? Stal Gorzów przyjechała na mecz, piękna pogoda, 30 stopni, bezchmurne niebo, a tor rozkopany i nienadający się do jazdy. Po tej kompromitacji Marek Cieślak rzucił papierami. Został pożegnany oświadczeniami, że zachował się fatalnie, że jest zły i żeby nie wracał (to tak w skrócie). -Marek Cieślak to legenda, która już dawno powinna dać sobie na wstrzymanie. Marek Cieślak uciekł z klubu, bo wie, że mimo wszelkich narzędzi, którymi dysponował, spiep***ł sprawę. – oto komentarz córki prezesa Patrycji Świącik-Jeż. Powiemy krótko. Gdyby nie to, że Pani tata jest prezesem to by Pani tam nie było. Z uwagi na to, wygłaszanie takich komentarzy do legendy klubu jest – lekko mówiąc, nieodpowiednie. Dziwimy się, że Pan Marek utrzymuje z wami jakiekolwiek kontakty.
Włókniarz zszargał legendę. Jak później wspominał, wszystko to odbyło się bez jego wiedzy, a on stwierdził, że nie będzie pracować w takich warunkach. I miał rację. Świącik dostał zakaz przebywania w parku maszyn, Włókniarz karę finansową, na tor zostało nałożone zawieszenie, a Stal Gorzów wygrała mecz walkowerem. Ten problem, problem ingerowania w mecze, problem przebywania non stop w parku maszyn, problem uważania się za wszechwiedzącego to największy problem Michała Świącika.
Swoją drogą, popatrzmy jak są zarządzane największe kluby piłkarskie na świecie. Czy wyobrażacie sobie Florentino Pereza – prezesa Realu Madryt, który cały czas przebywa na ławce trenerskiej i mówi wszystkim dookoła co mają robić? No nie. Kolejnym przykładem jest, może nie największy klub na świecie, ale w Częstochowie na pewno, Raków. Michał Świerczewski daje pieniądze, jest w kontakcie z trenerem, ale absolutnie nie ingeruje w mecze. Rozlicza za wyniki. Michale Świąciku, ty nie jesteś od trenowania, robienia toru i mówienia trenerom, kogo mają wystawiać. Swoją obecnością w parku maszyn peszysz zawodników. Usiądź na loży VIP, napij się jakiegoś whisky z innymi prezesami i rozliczaj ludzi za wynik sportowy. Nie ingeruj w to tak, jak robisz to teraz. To do niczego nie prowadzi.
„Trenerzy”, którzy nie są trenerami
Michał Świącik od czasu odejścia Cieślaka zatrudnia wydmuszki z licencją trenerską. Najpierw był Piotr Świderski – ekspert telewizyjny. Potem był Lech Kędziora, a teraz Janusz Ślączka. Co ich łączy? Jedna rzecz. Dają sobą pomiatać. Marek Cieślak nie pozwolił na to, żeby ktoś ingerował w jego pracę. Tercet wyżej nie miał nic przeciwko i dlatego znalazł zatrudnienie w klubie. Swoją drogą ciekawą rzeczą jest to, za co Ślączka dostał tą posadę. W GKM-ie był fatalny, kibice na niego narzekali. Ta decyzja się niczym nie broni. Świącik nawet nie udawał, kiedy go zatrudniał.
Folwark rodzinny
Przejdźmy do meritum. Michał Świącik zrobił z klubu swój rodzinny biznes. Ten człowiek całe swoje życie oparł na klubie i ustawił pod klub. Wymieniamy:
- Córka – pracuje we Włókniarzu jako dyrektor klubu
- Zięć – pracuje we Włókniarzu jako główny mechanik
- Syn – pracuje we Włókniarzu jako trener najmłodszych
Skupmy się na razie na Bartku Świąciku, synu Michała. Bartek nigdy nie umiał jeździć na żużlu. To z pewnością fajny chłopak, miły i pomocny. Problem jednak taki, że on naprawdę nie miał do tego sportu talentu. Mimo to, w sezonie 2018 jeździł w większości meczów i zabierał miejsce Świdnickiemu, który mógł się szkolić, gdyż był o wiele młodszy i nie był ostatni rok juniorem, tak jak Świącik. Kiedy pisaliśmy wyżej o tym, że do pełni szczęścia brakuje prezesowi bycia żużlowcem, to jednak trzeba na to spojrzeć z innej strony. Sam nim nie został, więc swoje ambicje włożył w syna. Wyjątkowo obrzydliwe. Zabierać młodemu Świdnickiemu, późniejszemu mistrzowi Polski juniorów, jazdę żeby dać ją swojemu synowi, który na motocyklu wyglądał tragicznie. Sztywno, praktycznie zawsze przyjeżdżał na końcu. Jego oszałamiająca średnia w ów sezonie wyniosła… 0.387. Coś strasznego.
Córka pracuje jako dyrektor klubu i w zasadzie nie wiadomo czym się zajmuje. Podobno ściąga sponsorów, ale tylko podobno. Najpewniejsze jest to, że ściąga pieniądze z klubu. Zasłynęła w złym tego słowa znaczeniu również postem o odejściu Cieślaka, w którym wielokrotnie go obraziła. Szczyt żenady.
Mąż córki – Radosław Jeż jest mechanikiem. Do niego nie ma żadnych zastrzeżeń, jest dobry w tym co robi, ale jednak znowu jest tu powiązanie z prezesem. Nepotyzm jak cholera. Ciekawe, czy Raków odnosiłby takie sukcesy, gdyby połowę stanowisk w klubie zajmowaliby krewni Świerczewskiego.
Na koniec rada. Michale Świąciku. Jeśli chcesz zmian, o których mówisz, jeśli chcesz, by klub stanął na nogi i znów miał kibiców, to musisz zrozumieć, że problemem nie jest trener, którego zmieniasz jak rękawiczki i dobierasz go nie pod kątem umiejętności, a pod kątem tego czy będzie dawał sobą pomiatać. Problemem nie są toromistrzowie, kibice i pogoda. Problemem jesteś Ty. Jak to rozwiązać? Bardzo prosto. Są dwie opcje. Pierwsza z nich to taka, w której rezygnujesz z prezesowania. To się raczej nie spełni. Więc jesteś, prezesie, skazany na opcję numer dwa. Czyli rozliczanie ludzi za wyniki. Jeśli po sezonie uznasz, że trener zły, to go zmień. Ale na litość boską, nie ingeruj w jego pracę. Siedź sobie na loży VIP i ciesz się z tego, że jesteś ważny. Dużo osób chciałoby być na twoim miejscu. Zrobiłeś jako prezes wiele dobra, uratowałeś nam w Częstochowie żużel. Ale w pewnym momencie coś poszło nie tak i czas to zmienić. Jeśli się uda, to jesteśmy pewni, że wszystko wyjdzie na prostą.