Niekwestionowany hit 28. kolejki Ekstraklasy. Mecz mistrza z wicemistrzem kraju. Spotkanie dwóch bardzo dobrych znajomych na ławkach trenerskich. Jeden z nich w sobotnim starciu debiutuje w nowym klubie i tym samym w Ekstraklasie. Na szali europejskie puchary, a na trybunach piłkarskie święto. Czy szlagier zawiódł? Każdy na to pytanie musi odpowiedzieć sobie we własnym zakresie. Fakty są takie, że Raków Częstochowa zremisował z Legią Warszawa 1:1.
I połowa
Spotkanie rozpoczęło się w dość spokojnym tempie. Obie drużyny nie chciały ryzykować i ograniczały się do badania zamiarów rywali. Sytuacja zmieniła się w 17. minucie. Po szybkim wznowieniu z autu i dośrodkowaniu Radovana Pankova, piłkę do siatki strzałem głową posłał Tomas Pekhart. Jest to kolejny gol po dośrodkowaniu, który traci Raków w ostatnich tygodniach. Na domiar złego z boiska po raz kolejny musiał zejść Zoran Arsenić, którego zastąpił Matej Rodin.
Mecz wbrew pozorom wciąż był zamknięty. Gospodarze nie mieli planu na pierwszą część spotkania i nie potrafili przeciwstawić się dobrze zorganizowanej i wyrachowanej Legii. „Medaliki” stać było jedynie na pojedyncze zrywy. Jeden z nich skończył się nawet trafienie Johna Yeboaha. Sprytne wykończenie Ekwadorczyka wprawdzie znalazło drogę do bramki, ale sędzia asystent od razu podniósł chorągiewkę, sygnalizując spalonego. Po krótkiej analizie VAR-u arbiter główny Piotr Lasyk potwierdził, że gol nie zostaje uznany. Do przerwy 0:1 z delikatnym wskazaniem na „Wojskowych”.
II połowa
Drugą część gry rozpoczęliśmy od kontrowersji. W pierwszej chwili wydawało się, iż Rafał Augustyniak swoim ryzykownym wślizgiem sfaulował Vladyslava Kochergina. Powtórki i kolejna interwencja VAR pokazała jednoznacznie, że przewinienia nie było. Częstochowianie po przerwie mówiąc kolokwialnie wzięli się do roboty. Zaczęli prowadzić grę, jednak nie przekładało się to w dużym stopniu na klarowne sytuacje pod bramką Dominika Hładuna. Wspomniany golkiper Legii kilkukrotnie interweniował w niełatwych sytuacjach. Nie były to okazje stuprocentowe, ale wtedy gdy był potrzebny drużynie spisywał się bez zarzutu. W pamięci kibiców oglądających to starcie, zostanie z pewnością sparowanie piłki w boczny sektor boiska w 72. minucie w sposób przypominający zagranie siatkarza.
82. minuta przyniosła nareszcie przełamanie niemocy strzeleckiej czerwono-niebieskich. Z prawej strony świetnie dośrodkowywał Fran Tudor, a strzał głową innego Chorwata, Ante Crnaca dał gospodarzą wyrównanie. Do końca spotkania nic się już nie zmieniło, pomimo, że były ku temu okazje. Najlepszą z nich na koniec regulaminowego czasu gry miał Marc Gual. Hiszpan znajdujący się w ostatnim czasie w dobrej formie, chciał sprytnym strzałem zaskoczyć debiutanta Muhameda Sahinovicia. Bośniak zachował czujność i nogą obronił to uderzenie. Ogólny występ Bośniaka trzeba zaliczyć, jak najbardziej do udanych. Oprócz wspomnianej interwencji, był również pewnym punktem swojego zespołu na przedpolu.
Niezadowolenie obu stron
Zarówno goście, jak i gospodarze grali dziś o pełną pulę. Obie drużyny za wszelką cenę chciały zwyciężyć. Jak to często bywa w takich przypadkach, mecz zakończył się sprawiedliwym remisem, z którego zarówno Dawid Szwarga, jak i Goncalo Feio, dla którego było to pierwsze spotkanie w roli pierwszego trenera Legii Warszawa, nie będą zadowoleni.
Raków Częstochowa: Sahinović – Svarnas, Arsenić (Rodin), Racovitan – Jean Carlos, Papanikolaou (Lederman), Kochergin (Berggren), Tudor – Drachal (Nowak), Yeboah – Crnac
Legia Warszawa: Hładun – Kapuadi, Augustyniak, Pankov (Jędrzejczyk) – Kun (Dias), Kapustka (Celhaka), Elitim, Josue, Wszołek – Gual, Pekhart (Rosołek)
Żółte kartki: Drachal, Tudor – Kapustka, Kapuadi
Bramki: 17` Pekhart - 82
` Crnac