Wydawać by się mogło, że polscy sędziowie osiągnęli poziom dna i że nie da się już zejść niżej. Okazuje się jednak, iż teraz nasi arbitrzy zaczynają robić w tym dnie odwierty. Ostatnie tygodnie są pod względem sędziowania dramatyczne. Bez najmniejszego problemu możemy wymienić beznadziejne decyzje arbitrów, które bardzo często wypaczały wyniki meczów.
Co tu dużo mówić, sędziowanie w naszym kraju jest fatalne. Nie zawsze tak było. Były okresy, które były lepsze, były okresy, które były gorsze, ale tak źle, jak teraz nie było nigdy. Jakie są tego powody? Jest ich bardzo wiele. Możemy wymieniać począwszy od szwankującego systemu VAR, przez słabe szkolenia, kończywszy na ogólnym pogorszeniu się jakości sędziów. W tym artykule przypomnimy o największych sędziowskich skandalach w ostatnich tygodniach.
Puszcza – Lech i skandaliczna decyzja sędziego Raczkowskiego
Drugi dzień listopada. Lech przyjeżdża do Krakowa, by zdobyć kolejne trzy punkty i umocnić się na pozycji lidera. Wszystko wskazuje na to, że tak się stanie, bo Puszcza jest w tym sezonie bardzo słaba, a Kolejorz rozpędzony jak nigdy. Zapewne tak, by się stało gdyby nie skandaliczny błąd sędziego Raczkowskiego w 23. minucie spotkania.
Od początku. Gurgul przy linii bocznej otrzymuje podanie, ale bardzo źle przyjmuje piłkę, która w konsekwencji bardzo mu odskakuje. Piłkę przejmuje Abramowicz i zostaje wykoszony równo z trawą. Piłka trafia do Kosidisa, który wychodzi sam na sam z Mrozkiem i tę rywalizację przegrywa. Chorągiewkę podnosi jednak sędzia liniowy i okazuje się, że jest spalony. Wówczas wkracza VAR i po kilku minutach zamieszania sędzia Raczkowski pokazuje czerwoną kartkę Gurgulowi. Dlaczego? Ano dlatego, że sędziowie uznali, że gdyby Gurgul nie wyciął Abramowicza, to ten dobiegłby do piłki zamiast Kosidisa i nie byłoby spalonego.
Problem w tym, że w tej decyzji wszystko się nie klei. Po pierwsze Kosidis nie był na spalonym. Ten fakt sprawia, że Gurgul nie powinien otrzymać czerwonej kartki. Dzieje się tak dlatego, że zawodnik Lecha nie przerwał akcji bramkowej, a jedynie próbował ją przerwać. Ta sztuka mu się jednak nie udała, bo Puszcza skonsumowała korzyść i doprowadziła do sytuacji sam na sam. W tej sytuacji Polak powinien otrzymać jedynie żółtą kartkę. Co ciekawe sędzia Raczkowski zaczął tłumaczyć piłkarzom Lecha, że spalonego nie było. Tym bardziej zaskakujące jest to, że z tą wiedzą pokazał czerwoną kartkę Gurgulowi. To był po prostu błąd, który sprawił, że Lech ten mecz przegrał. Do końca meczu musiał grać w dziesiątkę i w konsekwencji nie zdobył punktu. Raczkowski, oraz sędziowie VAR przekręcili Lecha.
Jagiellonia – Raków. Awaria VAR i karny, którego nie było
Hit 15. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Starcie vice-lidera z drużyną, która zajmuje trzecie miejsce. Jagiellonia Białystok – Raków Częstochowa. Wydawać, by się mogło, że sędziowanie również będzie na wysokim poziomie. Niestety w tym meczu był chyba największy skandal w ostatnim czasie. Mecz ten zaczął się bez systemu VAR. Na początku meczu sędzia Przybył poinformował Siemieńca i Papszuna, że VAR nie działa i będziemy grali bez niego. Pytanie dlaczego? Dlaczego nie mogliśmy poczekać, aż usterka zostanie naprawiona? Nie wiadomo.
Mecz zaczął się więc bez systemu VAR i ten brak cierpliwości został bardzo szybko ukarany. Już w 5. minucie spotkania rzut karny na gola zamienił Ivi Lopez. Niestety Hiszpan nie powinien mieć czego zamieniać na gola. Tego karnego w ogóle nie powinno być. Wyglądało to mniej więcej tak, że Tudor zagrał Ameyawowi piłkę w pole karne, a ten wypuścił ją tak, że nogę podłożył mu Dieguez. Problem w tym, że tam nie było kontaktu, bo wspomniany wyżej Dieguez bardzo sprytnie tę nogę schował. Okazało się jednak, że nie na tyle sprytnie, by sędzia Przybył tego nie zauważył.
Kibice Jagi oglądający mecz w telewizji byli spokojni, no bo przecież pewne było, że VAR takiego karnego odwoła. Niestety brutalnie zderzyli się z prawdą, bo karny nie został odwołany, a Ivi chwilę później cieszył się z gola. Po meczu okazało się, że VAR przez pierwsze piętnaście minut nie działał i sędziego Przybyła nie miał kto wyprowadzić z błędu. Konsekwencje? Jaga musiała przez cały mecz gonić wynik, a gdyby nie to, że Raków już w 5. minucie miał satysfakcjonujący wynik, mecz ten mógł potoczyć się zupełnie inaczej.
Legia – Cracovia i brak ewidentnego karnego w ostatniej akcji meczu
Spotkanie Legii z Cracovią było prawdziwym hitem tej kolejki. Mecz oglądało się świetnie. Otwarta gra, pięć goli i emocje do samego końca. Sędziowanie również było w porządku. Piotr Lasyk do pewnego momentu zawody prowadził bardzo dobrze, ale bramek i emocji było chyba w tym meczu za dużo, no i sędzia Lasyk popuścił. Popuścił, a VAR po nim nie posprzątał.
Ostatni akacja meczu. Wynik 3:2 dla miejscowej Legii. Wrzutka na pole karne, zamieszanie. Główkuje jeden z graczy Cracovii, a Wszołek próbuje uchylić się przed piłką. Robi to jednak nieudolnie i piłka ewidentnie trafia w jego rękę i zmienia tor lotu piłki. Panie Lasyku, podyktowałeś karnego, prawda? Prawda?
No nieprawda. Nie wiadomo dlaczego sędzia Lasyk nie podyktował karnego, nie wiadomo dlaczego VAR nie interweniował. W konsekwencji Cracovia została ograbiona z rzutu karnego w ostatniej akcji i prawdopodobnie z wywalczenia remisu na bardzo ciężkim terenie. Na konferencji przyszedł wkurzony Dawid Kroczek i poinformował, że po meczu sędziowie powiedzieli mu że była ręka. XD? Powiedzieli mu, że była ręka i nie podyktowali karnego. Polskie sędziowanie. W pigułce.
Górnik – Piast. Brutal Podolski i sędziowie nieudacznicy
Lukas Podolski pojawił się na boisku w 73. minucie meczu Górnik – Piast. Powinien go jednak skończyć przed ostatnim gwizdkiem. Mistrz świata niewątpliwie jest wybitnym piłkarzem, ale za tą wybitnością ewidentnie nie idzie inteligencja. Najpierw Podolski bestialsko wjechał w nogę Damiana Kądziora. Co tu dużo mówić. To powinna być bezpośrednia czerwona kartka. Okazało się, że sędzia Raczkowski – prawdziwy maestro gwizdka – nie pokazał za to obrzydliwe wejście nawet żółtej kartki. Kolejny maestro – nasz eksportowy sędzia Szymon Marciniak, nie zauważył tego na VARZE. Marciniak bez wątpienia jest najwybitniejszym polskim sędzią, ale z całym szacunkiem…
Kilka minut później pada gol dla Górnika. Podolski absorbuje uwagę obrońców, do piłki dobiega Furukawa i ładuje bramkę. Podolskiego nie powinno w ogóle tam być, więc nie wiadomo czy ten gol by padł. Ale nie o tym tu mowa. Bandyta Podolski po strzeleniu bramki przez Furukawę, podbiega do Czerwińskiego i ładuje go z całej siły z bara. Efekt? Żółta kartka. Przecież to jest jakiś hit. Jak można za takie coś dać jedynie żółtą kartkę? Piłka w bramce, a Podolski sobie podbiega i bez powodu atakuje piłkarza Piasta. Wygląda więc na to, że każdy piłkarz może w dowolnym momencie podejść i spoliczkować innego piłkarza, no bo przecież wielki mistrz świata tak zrobił i jedyne co dostał to żółtą kartkę.
Szwecja – Azerbejdżan i kolejna kompromitacja polskich sędziów
A to co tu zrobił Daniel Stefański z Pawłem Malcem to w ogóle zakrawa o patologię. Mecz Szwecji z Azerbejdżanem sędziował sędzia Raczkowski, który tym razem jest najmniej winny. Szwecja strzeliła bramkę, która była całkowicie prawidłowa. Do Gyokeresa podawał ktoś z obrony, ten zgrał do Isaka, potem akcja poszła do przodu i padł gol, który został uznany i była to słuszna decyzja. Niestety w tym momencie swoje show odstawili Malec do spółki ze Stefańskim, którzy odpowiadali za VAR. Powiedzieli oni Raczkowskiemu, że musi odwołać gola, bo był spalony. I rzeczywiście ten spalony był. Tylko nasi wybitnie uzdolnieni sędziowie sprawdzili złą stopklatkę.
Stopklatka, na której się opierali była „wyjęta” z momentu podania do Gyokeresa. Nasi sędziowie chyba zapomnieli, że powinni wyjąć stopklatkę z momentu zgrania Gyokeresa do Isaka. No chyba, że dzisiejsze zasady piłki nożnej mówią o tym, że zawodnik, który nie dostaje piłki, ale później bierze udział w akcji, w żadnym momencie nie może być na spalonym. Wtedy jest okej. Dobrze chłopaki robią.
O co tu chodzi?
Pewnie wielu z Was zada sobie pytanie: O co tu chodzi? To bardzo dobre pytanie, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Powodów jest wiele. Wymieniamy kilka z nich:
- System VAR w Polsce jest zużyty i stary. Urządzenia nie będą działały wiecznie, a te obecne mają już swoje lata. Co ciekawe, jak poinformował Roman Kołtoń, PZPN miał możliwość wydania 60 tys. złotych na naprawę tego systemu, ale nasz kochany wujek – Cezary Kulesza – nie zdecydował się na taki krok. Całkowicie go rozumiemy, w końcu wtedy nie byłoby nas stać na inne ważne rzeczy, a tak siedzieć bez niczego?
- Na sędziów są pchane osoby, które nie mają kwalifikacji. Rozmawialiśmy z ekspertem w tej dziedzinie, człowiekiem, który wiele lat był sędzią. Twierdzi on, że jeśli ktoś zdecyduje się zrobić z kogoś sędziego, to potem niezależnie co ten gość odstawia i tak będzie miał poparcie swojego mentora. W tym środowisku mało kto przyznaje się do błędów. Chodzi oczywiście o błędy związane z postawieniem na złą osobę.
- Niejasne szkolenia. Nie od dziś wiadomo, że w wielu podobnych sytuacjach, sędziowie zachowują się inaczej. Raz za zagranie ręką jest karny, a raz nie. Ci sędziowie już chyba sami nie wiedzą, kiedy powinni dyktować nieprawidłowe zagranie, a kiedy nie.
- Niektórzy nasi sędziowie są beznadziejni. Np. Daniel Stefański. Nie trzeba być znawcą, żeby gołym okiem widzieć, że Daniel Stefański bardzo często ma jakieś problemy. A to nie podyktuje jakiegoś faulu, a to nie zauważy ręki, a to odwoła poprawnego gola. Ktoś go jednak na to stanowisko musiał wrzucić…’
Coś trzeba z tym zrobić. Problem jest taki, że nie wiadomo jednak co. Jak mamy iść do przodu i coś poprawiać, skoro przykład idzie z góry? A na górze siedzi Czarek Kulesza i zamiast na naprawę VAR-u wydaje pieniądze na… inne rzeczy. No tak się nie da. Polska piłka jest w dupie i do beznadziejnej reprezentacji, dołączyło teraz beznadziejne sędziowanie. Mamy także beznadziejny związek i ligę, która na szczęście staje się coraz lepsza, bo gdyby i ona była beznadziejna, wówczas moglibyśmy się nazwać prawdziwymi nieudacznikami.