Po tym meczu nie spodziewaliśmy się fajerwerków, bo zarówno Raków, jak i Korona nie słyną z tego, że grają dobrą piłkę. Różnica jest jednak taka, że częstochowianie nie przegrali od sierpnia, a kielczanie przegrywają cały czas. Niestety w tym meczu futbol został zamordowany. I to ze szczególnym okrucieństwem. W pierwszej połowie jeszcze jakoś dychał, ale druga go dobiła.
Zastanawialiśmy się, czy po tym meczu nie będziemy świadkami morderstwa dokonanego na futbolu. Na Raków cały czas spada duża fala krytyki za granie topornej piłki. W poprzedniej kolejce w Białymstoku częstochowianie zagrali bardzo słabo, ale mało brakło, a Raków wyszedłby z tego starcia zwycięsko. Uniemożliwił to Pululu, który pokonał Trelowskiego z karnego. Z kolei Korona od dwóch meczy nie przegrała. To nie do końca znaczy, że grają dobrze. W ostatniej kolejce zremisowali 0:0 z Lechią, która jest po prostu fatalna.
I tak jak się spodziewaliśmy, tak było. Po pierwszych dwudziestu minutach futbol już ledwo dychał. Nie działo się kompletnie nic i powoli wydawało się, że na ten mecz jest tylko jeden scenariusz, czyli gol z niczego w doliczonym czasie gry. Złudzenie to nie trwało jednak długo, bo częstochowianie strzelili lekko śmiesznego gola. Na bramkę uderzył Kochergin, ale zrobił to dosyć nieudolnie. Piłka trafiła w tyłek Resty, a tyłek Resty zmylił Dziekońskiego i piłka wpadła do siatki.
Pierwsza połowa była nudna, ale Raków i tak grał lepiej niż zwykle. Miał swoją okazję Jean Carlos i Amorim, który grał bardzo słabo, ale w jednej akcji przedryblował dwóch zawodników i oddał groźny strzał, z którym problem miał Dziekoński. Statystyka xG po pierwszej połowie nieznacznie przekroczyła 0.5, co pokazywało, że wiele to się tutaj nie dzieje. Nie pomagali też kielczanie, którzy sprawiali wrażenie, jakby mieli totalnie wywalone w ten mecz. Ot wyszli pokopać piłkę, całkiem jak na orliku. Jedyna sytuacja to chyba ta Dalmau, któremu ładnie piłkę wrzucił Długosz. Hiszpan próbował przelobować Trelowskiego, ale się ośmieszył. Tak więc reasumując, futbol dalej żył, ale co to za życie.
Raków w drugiej połowie znowu dokonał morderstwa
Tak. Raków w drugiej połowie dokonał morderstwa. Morderstwa ze szczególnym okrucieństwem. To co wyprawiali piłkarze Papszuna, to wołało o pomstę do nieba. Zero sytuacji do 85. minuty. Zero. Nic. O ile można zrozumieć brak kreowania sytuacji w meczu z Jagiellonią, tak tu? Na litość boską to była Korona. Korona, która jest tak bezzębna, że aż szkoda gadać. Ich jedyny plan na ten mecz były lagi do przodu i myśl, że może coś wpadnie. No i wpadło. Dalmau dostał piłkę po wcześniejszym wylewie w środku pola i władował pod ladę. Raków po tym golu rzucił się do ataków, ale te ataki to bardziej granie na aferę.
Korona absolutnie nie zasłużyła na jakikolwiek punkt w tym meczu. Miała jeden celny strzał. Byli obrzydliwi. Problem w tym, że Raków nie zasłużył na zwycięstwo. Najlepiej by było, jakby po tym meczu punktów nie dostał nikt. To było straszne. Oczywiście – częstochowianie mogli zamknąć mecz wcześniej, bo Ameyaw miał stuprocentową sytuację i ją zaprzepaścił. To była jedyna sytuacja Rakowa w drugiej połowie .
Zresztą kielczanie też przyczynili się do tego morderstwa. Jacek Zieliński po meczu powiedział, że Korona momentami dobrze grała. Ciekawe w którym momencie. Żadna drużyna w tym meczu dobrze nie grała i to jest największy problem. Znowu będzie mówienie o mordowaniu futbolu w wykonaniu Rakowa, ale trudno się dziwić. Gdy popatrzy się na grę Lecha, Jagielloni, albo Legii, no to ciężko częstochowian chwalić. Wczorajszy mecz Legii z Cracovią… o to było meczycho. A to? Oby jak najmniej takich meczów...
Zobacz też:
Legia była nieskuteczna, ale na Cracovię to starczyło [RELACJA]